Strona:PL Bronte - Villette.djvu/702

Ta strona została uwierzytelniona.

czny, jak gdyby z marmuru wykuty podbródek, na jego wyrzeźbione greckie rysy. Nazywamy kobiety pięknymi: Graham nie ma w sobie przecież nic kobiecego i dlatego, jak przypuszczam, nie można nazwać go pięknym; jaki więc jest w takim razie? Czy i inni ludzie także patrzą na niego moimi oczami? Czy i pani równeż zachwyca się nim? Czy i pani podziwia go tak samo, jakja?
— Powiem ci co robię — brzmiała pewnego razu moja odpowiedź na jedno z jej zapytań tego rodzaju. — Nie widzę go nigdy. — Przyjrzałam mu się parę razy przed rokiem mniej więcej, zanim jeszcze poznał we mnie dawną Lucy Snowe, potem zamknęłam oczy. Gdyby postać jego miała dwanaście razy przesunąć się przez ich gałkę pomiędzy wschodem a zachodem słońca, nie wiedziałabym — chyba że podsunęłaby mi to moja pamięć, kto przeszedł w tej chwili przede mną.
— Co chce pani powiedzieć przez to, Lucy? — zapytała szeptem.
— Chcę powiedzieć, że oceniam wartość jego widoku i boję się zostać oślepiona nim. — Należało dać jej odrazu surowa odprawę, aby położyć tym kres czułym namiętnym zwierzeniom, płynącym z jej ust ze słodyczą miodu, a jednak często wpadającym w moje uszy z żarem i wagą roztopionego ołowiu. Osiągnąłam zamierzony cel: Nigdy już odtąd nie unosiła się w rozmowie ze mną zachwytem nad urodą ukochanego.
Nie przestała jednak mówić o nim; czasem nieśmiało, cichymi, krótkimi zdaniami, a czasem znów z tkliwością rytmu i muzyką głosu, które same przez się pieściły czarem niepowszednim. Mnie wszakże draźniły one nieraz niepomiernie, i wówczas, wiem, że patrzyłam na nią i przemawiałam do niej surowo, na co nie reagowała wszelako: niezmącone najlżejszą chmurką szczęście znieczuliło jej wrodzoną wrażliwość, co najwyżej więc uważać mogła Lucy Snowe za istotę, podlegającą niewytłomaczonym nastrojom i kaprysom.
— Spartanko! Dumna, nieprzystępna Lucy! — mówiła w takich razach, uśmiechając się do mnie — Gra-

314