Strona:PL Bronte - Villette.djvu/716

Ta strona została uwierzytelniona.

go udziałem. Urodził się zwycięzcą, tak samo zupełnie jak są ludzie, którzy rodzą się zwyciężonymi.
— Niech pani idzie za mną, Lucy! — rzekł. — Poszłam za nim, aby stanąć z nim po społu przed obliczem pana Home‘a.
— Sir — zagadnął go Graham od razu na wstępie — jaki jest wydany na mnie wyrok?
Ojciec Pauliny spojrzał na niego: córka zasłoniła twarz rękami.
— I cóż, doktorze Brettonie, spotkała mnie z pańskiej strony zwykła zapłata za gościnność?!... Przyjmowałem pana z otwartym sercem, a pan pozbawił mnie najdroższego mojego skarbu. Zawsze rad widziałem pana w moim domu, a pan przychodził tutaj po to, aby wydrzeć mi jedyny bezcenny dla mnie klejnot. Przemawiał pan do mnie głosem człowieka poczciwego i równocześnie — nie chcę powiedzieć, że ograbił mnie pan, jestem jednak ograbiony, a to co ja utraciłem, pan zdobył jak się zdaje.
— Wyznać muszę, sir, że nie czuję wyrzutów sumienia.
— Wyrzutów sumienia?! O, nie należy pan do tych, którzy zdolni są je odczuwać... Triumfuje pan niewątpliwie, Grahamie; jest pan w pewnej mierze przynajmniej potomkiem wodza szczepu Highlanderów szkockich, w całym też pańskim wyglądzie, we wszystkim co pan mówi i w pańskim nastawieniu myślowym widoczne są ślady pochodzenia Celtyckiego. Posiada pan celtycką przebiegłość i zarazem celtycki urok. Rude... (niech będzie po twojemu, Polly, kasztanowate) włosy, chytrze podstępną mowę, rozum przebiegły — wszystko to odziedziczył pan po swoich przodkach, doktorze Brettonie.
— Czuję, że jestem uczciwy, sir — rzekł Graham, przy czym typowo angielski rumieniec oblał jego twarz, jako żywe, ciepłe świadectwo szczerości jego wyznania. — A jednak pod pewnym względem nie myślę przeczyć, że oskarża mne pan słusznie. Będąc w towarzystwie pańskim, taiłem zawsze wobec pana myśl, której nie śmiałem

328