Strona:PL Bronte - Villette.djvu/717

Ta strona została uwierzytelniona.

ujawnić. Patrzyłam na pana w istocie jako na posiadacza skarbu najcenniejszego dla mnie na świecie. Pragnąłem go. Czyniłem co było w mojej mocy, aby go zyskać. Proszę teraz, niech mi wolno będzie nazwać go moim, sir!
— Wiele żądasz pan, Johnie.
— Bardzo wiele, sir. Musi to jednak być ofiarowane mi przez pana wspaniałomyślnie, jako dar; sprawiedliwie, jako nagroda. Nie mógłbym nigdy zdobyć jej w inny sposób.
— O, posłuchajcie tego tonu Highlanderów! — rzucił pan Home ironicznie, Spójrz na niego, Polly! Podnieś oczy! Odpowiedz śmiałkowi. Każ mu iść precz!
Podniosła posłusznie oczy, spoglądając nieśmiało na pięknego swojego wielbiciela i czule równocześne na chmurnego, nasępionego swojego „Starszego Pana“.
— Ojczulku, kocham was obu — szepnęła — mogłabym mieć staranie o jednym i drugim. Nie mam potrzeby odsyłać Grahama — może mieszkać tutaj: nie będzie stał nikomu na przeszkodzie — broniła się z prostotą wysłowienia, która zwykła budzić uśmiech na twarzy zarówno ojca jej jak Grahama. Uśmiechnęli się obaj i teraz także.
— Będzie ogromną przeszkodą dla mnie — upierał się w dalszym ciągu pan Home. — Nie chcę go tutaj, Polly. Jest za wvsoki, przeszkadza mi. Każ mu odejść!
— Przyzwyczaisz się do niego, ojczulku. Przekonasz się, że przywykniesz. I mnie także wydawał się z początku niepomiernie wysoki, jak wieża, ile razy musiałam zadzierać głowę do góry, żeby spojrzeć na niego; na ogół jednak, nie chciałabym wcale, żeby był inny.
— A ja nie zgadzam się na niego pod żadnym względem, Polly; mogę doskonale obejść się bez zięcia. Nie pragnąłbym nigdy, aby najlepszy nawet człowiek w całym kraju związany miał być ze mną podobnego rodzaju węzłami rodzinnymi. Każ temu panu odejść.
— Zna cię przecież już od tak dawna, ojczulku i tak

329