Strona:PL Bronte - Villette.djvu/718

Ta strona została uwierzytelniona.

dobrze umie dostosować się do ciebie. Tak odpowiadało ci zawsze jego towarzystwo...
— Komu odpowiadało? Mnie?!... Przenigdy! Tak, udawał, że zgadza się ze mną we wszystkim. Udawał, ze podziela wszystkie moje sądy i upodobania. Ustępował mi, mając po temu aż nadto ważkie własne swoje powody. Myślę, moja Polly, że czas już najwyższy, abyśmy oboje, ty i ja, pożegnali raz na zawsze tego pana.
— Nie na zawsze, tylko do jutra. Podaj rękę Grahamowi, ojczulku.
— Ani myślę! Nie jestem jego przyjacielem. Nie mam wcale zamiaru wciskać się pomiędzy was oboje, przymilać się wam obojgu.
— Wiem na pewno, z całą pewnością, że jesteście sobie wzajem przyjaciółmi. Grahamie, wyciągnij do ojczulka twoją prawą rękę. Ojczulku, wyciągnij i ty swoją. A teraz każcie obu waszym rękom zetknąć się z sobą wzajemnie... Ojczulku, nie stój sztywno, jak drąg. Zamknij swoje palce: bądź posłuszny! Tak! Ależ to nie jest uścisk, to chwyt jak w pasji. Ojczulku, wpijasz się w rękę Grahama jak śruba. Miażdżysz ją do kości; sprawiasz mu ból.
Musiał mu istotnie sprawić ból, Graham nosił na palcu masywny pierścień, wysadzany brylantami, których ostre kanty werżnęły się w ciało Grahama, raniąc je do krwi, ból wszelako tak samo wywołał uśmiech na jego ustach, jak poprzednio wywołał go miotający nim niepokój.
— Niech pan wejdzie ze mną do mojego gabinetu — zwrócił się wreszcie pan Home do młodego lekarza. Poszli obaj. Ich rozmowa nie trwała długo, jak przypuszczam jednak była decydująca widocznie. Konkurent został poddany ścisłemu badaniu i musiał dawać wyczerpujące odpowiedzi na cały szereg pytań co do przeróżnych spraw. Niezależnie od tego, czy doktór Bretton był, czy nie był chwilami podstępny w mowie i w spojrzeniu, taił się w głębi jego duszy zdrowy, szczery podkład. Jego odpowiedzi, o czym dowiedziałam się w następstwie, wykazały zarówno poważną znajomość rzeczy, jak nieska-

330