trąb swoich o tak niewczesnej porze. Wyobraźnia moja, znieczulona od dłuższego czasu, ocknęła się nagle, zrywając się do lotu z niesłychanym impetem. Z pogardą spojrzała na ciało moje — swoją towarzyszkę.
— Zbudź się! Do działania! — ofuknęła mnie. — Leniwcze! Tej nocy ja obejmuję rządy; kierować będzie tobą moja wola; ty sama nic nie będziesz miała tutaj do powiedzenia.
— Wyjrzyj na świat boży i spójrz jak wygląda spowity mrokiem! — rozkazała, a kiedy podniosłam ciężką zasłonę z najbliższego otworu okiennego, wskazała mi gestem królewskim księżyc wysoko na niebie, płynący pośród głębokiego, wspaniałego żywiołu.
Sprawiła nade wszystko, że moje zbudzone do nowego, pełnego życia zmysły nie były już w stanie znieść dłużej ciasnoty, przytłaczającego rozprażenia i mroku sypialni, rozjaśnionego jedynie pełgającym światełkiem nocnej lampki. Skusiła mnie do opuszczenia tej nory i pójścia za nią do królestwa rosy, chłodu i świetlanej promienności.
Ukazała mi osobliwą wizję Villette o porze północnej. Ukazała mi zwłaszcza park latem, z jego długimi, samotnymi, cichymi, mimo to zupełnie bezpiecznymi alejami; pośród nich spoczywała ujęta w kamienne ocembrowanie sadzawka — znałam ją; stawałam często obok niej, ukrytej głęboko w cieniu drzew, pełnej po brzegi chłodnej wody, przejrzystej na zielonym, omszałym, porosłym sitowiem podłożu. Co to ma wszystko znaczyć? Wrota parku były zamknięte, czuwała przy nich straż nocna; nie podobna było dostać się do wnętrza.
Czy naprawdę nie podobna było dostać się? Rzecz warta namysłu. Podczas rozważania jej zaczęłam automatycznie zupełnie ubierać się. Bezwzględnie niezdolna ani zasnąć, ani uleżeć spokojnie, drgająca wszystkimi fibrami ciała, od stóp do głowy — cóż mogłam zrobić lepszego, niż ubrać się?
Wrota były zamknięte, straż ustawiona przed nimi: czyżby naprawdę nie było dostępu do parku?
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/743
Ta strona została uwierzytelniona.
355