mi życia, dla mnie osobiście pełnymi upiornych, nie do zniesienia bolesnych wspomnień, ukrytych pomiędzy ogniwami ich kajdanów i wiązkami nędznej słomy. Korytarz przedstawia widok weselszy, prowadząc do sklepionego, obszernego przedsionka, z którego wyjście prowadzi wprost na ulicę.
Tss! — Bije zegar. Mimo upiornej ciszy, jaka panuje w tym klasztorze, wybiła dopiero jedenasta. Kiedy ucho moje wsłuchane jest w przebrzmiewające ostatnie uderzenie zegara, słabo podchwytuję z dobudowanego kapitelu dźwięk podobny do dzwonów, czy do orkiestry — dźwięk, w którym zlały się w jedno: upojna słodycz, triumf zwycięstwa i smutek żałobnego opłakiwania. O, gdyby można było usłyszeć muzykę tę bardziej z bliska, wsłuchiwać się w nią, siedząc samotnie przy obrośniętej sitowiem sadzawce! Pójdę!... Tak, pójdę tam! Co może stanąć mi na zawadzie? Czy istnieją przeszkody, jakich nie przezwycięży wolność?.
Tam, w korytarzu, wisi mój strój ogrodowy, moja wielka słomkowa pastera i mój szal. Ciężka, wielka porte-cochère — brama — nie posiada zamka: zamyka się na rodzaj zasuwy na sprężynie, której nie podobna otworzyć z zewnątrz; od wewnątrz, natomiast, może być odsunięta bezszelestnie. Czy potrafię poradzić sobie z nią? O, ustępuje pod naciśnięciem ręką, ustępuje z rozbrajającą łatwością. Jestem zdumiona bezpośrednim po tym odsunięciu otworzeniem się bramy — zdumiona jestem, że udaje mi się przekroczyć próg domu i wyjść od razu na bruk uliczny, oszołomiona jestem niepojętą łatwością, z jaką wyzwoliłam się z mojego więzienia. Jak gdyby moc jakaś niewidzialna kierowała moimi krokami, idąc przede mną: ja sama nie byłam zmuszona użyć prawie żadnego wysiłku.
Cicha Rue Fossette! Odnajduję na jej bruku ową upragnioną przez wędrowca, sprzyjającą mu noc letnią, o jakiej marzyłam; czuję jej rosę w powietrzu; widzę księżyc nad moją głową. Nie mogę tu wszakże pozostać; jestem wciąż jeszcze zbyt blisko miejsc, prześladujących
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/745
Ta strona została uwierzytelniona.
357