Strona:PL Bronte - Villette.djvu/749

Ta strona została uwierzytelniona.

wiska, a także wspaniale dekorowane jest i oświetlano miasto, czego właśnie teraz byłam świadkiem.
Przyglądając się z zaciekawieniem umieszczonemu na wysokiej kolumnie białemu ibisowi, i zapuszczając wzrok w głąb długiej, oświetlonej pochodniami perspektywy jednej z avenues — alei, na której końcu jaśniał olbrzymi sfinks — straciłam z oczu towarzystwo, którego śladami nie przestawałam kroczyć od środka wielkiego placu. Znikło ono z pola mojego widzenia niczym zjawa senna. Cała scena miała w ogóle charakter sennego widzenia raczej. Zarysy każdej postaci były zamglone, chwiejne, ruchy każdej dziwnie falujące, głosy ni to echo, na wpół szydercze i na wpół niepewne. Po zniknięciu Pauliny i jej najbliższych nie potrafiłabym twierdzić nawet z całą pewnością, że naprawdę widziałam ich wszystkich. Nie brakło mi ich, jako przewodników poprzez chaos, tym mniej jeszcze żałowałam ich utraty, jako opiekunów pośród mroku.
Tej nocy uroczystej dziecko nawet czułoby się i byłoby w istocie zupełnie bezpieczne. Połowa ludności wiejskiej z bliższych i dalszych okolic Villette przybyła do miasta, a solidni Bürger zgromadzeni byli w komplecie, strojni w najlepsze, odświętne swoje odzienie. Moja słomiana pastera uszła pośród czapek i kaftanów, krótkich wełniastych spódnic i długich peleryn z kretonu czy satyny, nie zwróciwszy może nawet na siebie niczyjej uwagi; przezornie tylko związałam wstążką oba szerokie skrzydła kapelusza, jak to czynią cyganki, i w ten sposób czułam się bezpiecznie ukryta pod nimi, jak gdyby zamaskowana.
Bezpieczna, nienagabywana przez nikogo przeszłam wzdłuż licznych avenues — i tak samo bezpiecznie wdzierałam się w tłum gdzie był on najbardziej zwarty. Nie było w mocy mojej stać bez ruchu i spokojnie obserwować. Napawałam się rozgrywanym przede mną widowiskiem, upajałam się krzepiącym powietrzem nocy, wchłaniałam w siebie bogactwo dźwięków i nie wiadomo skąd lejących się świateł, chwilami rozbłyskujących mocniej,

361