Strona:PL Bronte - Villette.djvu/768

Ta strona została uwierzytelniona.

sowała, została wyjaśniona: dziewczątko, które mam przed sobą, nie jest na pewno moją mniszką; zjawa, oglądana przeze mnie na poddaszu i w ogrodzie, była o wiele wyższa.
Przyjrzałam się dokładnie pięknej mieszczce z Villette, ogarnęłam gniewnym wzrokiem jej godnych „oncle“ i „tante“. Czy zdołałam rzucić jeszcze przelotne chociażby spojrzenie na trzeciego jej towarzysza? Czy mogłam poświęcić mu źdźbło uwagi bodaj? Powinna byłam, mój czytelniku, rozpoznać go od razu, na pierwszy rzut oka; miał niezaprzeczone prawo do tego. Należy mu się, abym go rozpoznała. Nie spotykamy się po raz pierwszy. Zacisnęłam dłonie aż do bólu, wciągnęłam w płuca głęboki haust powietrza: powstrzymałam okrzyk, przełknęłam cisnący mi się na usta wyraz zdumienia, nie pozwoliłam sobie na wzdrygnięcie się nawet, byłam nieporuszona i niema jak kamień. A przecież wiedziałam, na kogo patrzyły moje oczy: poznałam go poprzez ich zamglenie, jakie pozostawiły im przepłakane noce. Miał odpłynąć na pokładzie okrętu „Antigua“. Tak powiedziała Madame Beck. Skłamała, albo też powiedziała to, co było pierwotnie prawdą i czego nie sprostowała, kiedy okazało się fałszem. „Antigua“ odpłynęła, a tu, o parę kroków przede mną, stał Paul Emanuel.
Czy byłam rada? Olbrzymi ciężar spadł z mojego serca. Czy ten nieulegający kwestii fakt był dla mnie zapowiedzią radosną? Nie wiem. Należałoby zbadać jakim okolicznościom zawdzięczałam opóźnienie jego wyjazdu. W jakim stopniu pozostawało ono w związku z moją osobą? Czy nie istnieli tacy, których sprawa ta dotyczyła bliżej, znacznie bliżej, aniżeli mnie?
Kim mogła ostatecznie być ta młoda dziewczyna, ta Justine-Marie? Nie była dla mnie osobistością zupełnie obcą, mój czytelniku: odwiedzała często pensjonat na Rue Fossette; bywała stale na niedzielnych zebraniach prywatnych u Madame Beck. Jest krewną zarówno Becków jak Walrvensów: nadano jej imię chrzestne od czczonej owej zakonnicy, która, gdyby żyła w dobie narodzin dziew-

380