mu jestem znana? Kto mógł poznać mnie o tej porze? Nie był to powóz pana de Bassompierre, ani pani Bretton; a zresztą ani Hôtel Crécy, ani La Terrasse nie są położone w tej okolicy, ani też nie prowadzi tędy droga do nich. Nie mam zresztą czasu na snucie domysłów — muszę śpieszyć do domu.
Kiedy wreszcie dotarłam do pensjonatu, panowała tu cisza bezwzględna. Żaden powóz, ani żadna dorożka nie przywiozły jeszcze Madame Beck i Desirée z powrotem. Pozostawiłam wielkie frontowe drzwi uchylone; czy znajdę je w tym samym stanie? Wiatr, czy inny przypadek, mógł spowodować zatrzaśnięcie się ich sprężyny. Gdyby miało stać się tak, beznadziejne byłoby moje usiłowanie dostania się do wnętrza: moja awanturnicza przygoda musiałaby mieć katastrofalne skutki. Nacisnęłam ciężką zasuwę — czy podda się? Czy ustąpi pod naciśnięciem?
Tak. Ustąpiła tak bezszelestnie, tak bez oporu, jak gdyby dobry jakiś ukryty w przedsionku duszek sprawował tutaj czary sezamowe. Wchodząc z zapartym oddechem, cichuteńko, po zdjęciu obuwia, wspinając się po schodach, namacałam drzwi sypialni, wślizgnęłam się do niej i podeszłam do mojego łóżka.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
O! Podeszłam i odetchnęłam z ulgą. Już w następnej chwili wszakże omal nie krzyknęłam. Omal. Nie krzyknęłam jednak dzięki Niebu.
W całej sypialni, w całym domu panowała o tej porze cisza grobowa. Wszyscy spali, tak cicho, jak gdyby nikomu nic nie śniło się nawet. Na dziewiętnastu łóżkach leżało wyciągniętych bez ruchu w całej długości dziewiętnaście postaci. Na moim — dwudziestym — nie powinno było nic leżeć: pozostawiłam je puste, powinna więc byałm zastać je tak samo niezajęte przez nikogo. Co jednak dostrzegam spoza na wpół zaciągniętych zasłon? Jaki ciemny, bezprawnie zajmujący to miejsce, wyciągnięty wzdłuż, dziwny kształt? Czyżby to był rabuś-włamywacz, który dostał się tutaj przez uchylone drzwi wejściowe i