celu? Na wszystkie te pytania nie znalazłam jeszcze odpowiedzi. Do zawoju zakonnicy przypięty był szpilką skrawek papieru, na którym nagryzmolone były na prędce ołówkiem zagadkowe słowa szydercze:
„Mniszka z poddasza przekazuje Lucy Snowe swoją garderobę. Nie będzie już więcej oglądana na Rue Fossette.“
Co to było, czy kto to był? Kto nawiedzał mnie? A raczej co? Widziałam zjawę trzykrotnie. Ani jedna ze znanych mi kobiet nie posiadała jej wzrostu. Nie był to w ogóle wzrost kobiety. Żadnemu zaś z mężczyzn, jakich znałam, nie mogłam ani na chwilę przypisać zdolności zdobycia się na podobne wyczyny.
Wciąż jeszcze stojąc wobec nierozwiązanej i nierozwiązalnej zagadki, równie jednak całkowicie, jak nagle, uwolniona od wszelkiego poczucia zjaw nieziemskich, upiornych, ani myśląc zresztą zaprzątać sobie dłużej głowy usiłowaniem zbadania tajemnicy, pozbawionej dla mnie głębszego znaczenia, zwinęłam w jedną małą paczkę szatę, zasłonę i zawoje, wsunęłam ją sobie pod poduszkę i położyłam się, nadsłuchując, dopóki nie doleciał do moich uszu stuk kół dorożki, która przywiozła Madame Beck z powrotem do domu. Usłyszawszy ten odgłos, odwróciłam się i, wyczerpana czuwaniem w ciągu szeregu nocy, może także rozmarzona zaczynającym wreszcie właściwie działać narkotykiem, usnęłam głęboko.
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/777
Ta strona została uwierzytelniona.
389