Parę słów wystarczy, aby zdać sprawę z tego, co wiadomo mi o dalszych jej losach.
Widziałam ją ku końcowi miodowego jej miesiąca. Złożyła wizytę Madame Beck i posłała po mnie, abym przyszła do niej do salonu. Zaraz na wstępie rzuciła się, roześmiana, w moje objęcia. Wyglądała kwitnąco i bardzo pięknie: loki jej były dłuższe, policzki bardziej zaróżowione niż kiedykolwiek: jej biały kapelusz i wual z brabanckich koronek, przybrane bukiecikami kwiatu pomarańczowego składały się na jej strój oblubienicy, w którym było jej prześlicznie.
— Dostałam posag! — oznajmiła mi przede wszystkim (jak zawsze dbała najbardziej o stronę materialną; uważałam, że tkwi w niej dużo z kupcowej, mimo całej pogardy jej dla burżuazji). — Wuj de Bassompierre jest prawie zupełnie pogodzony — dodała. — Niewiele sobie robię z jego nazywania Alfreda „durniem“ — to tylko jego zwykła szorstkość szkocka i szkocki brak wychowania. Myślę nawet, czy Paulina nie żałuje w głębi duszy, że nie jest na moim miejscu, a doktór John wścieka się z zazdrości, jestem tego pewna. Gotów pęknąć z niej!... Taka jestem szczęśliwa! Nie wyobrażam sobie, abym mogła życzyć sobie jeszcze czegoś więcej — chyba tylko powozu i własnego pałacu, i... ale muszę przedstawić pani, Miss Lucy, „mon mari“ — mojego męża! Alfredzie, chodź tutaj do nas!
Alfred zjawił się, przyszedłszy z wewnętrznego salonu, gdzie rozmawiał z Madame Beck, przyjmując tyleż powinszowania ile łajania godnej przełożonej. Przedstawiona zostałam panu hrabiemu pod rozmaitymi moimi nazwami: Smoka, Diogenesa i Tymona. Piękny pułkownik był uprzedzająco grzeczny. W nader zręcznej formie usprawiedliwił się przede mną, prosząc o wybaczenie mu wizyt zjawy zakonnicy i zakończył przeprosiny swoje słowami: „najlepsze i wystarczające chyba usprawiedliwienie wszystkich popełnionych przeze mnie niegodziwości stoi tutaj przed nami!“, — przy czym wskazał na młodziutką swoją żonę.
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/785
Ta strona została uwierzytelniona.
397