— zachowanie twoje jest obrażające, nie zasługuje na szacunek ludzi o charakterze prawdziwie stałym, ludzi przywykłych działać rozważnie.
— Nie znasz mnie, nie masz pojęcia jak bardzo stały potrafię być, stały i stanowczy — rzekł — ale przekonasz się o tym, pouczą cię fakty. — Modesto — dodał nieco łagodniej — zdobądź się na odrobinę dobroci, wykrzesz z siebie iskierkę współczucia, bądź prawdziwą kobietą; spójrz na tę biedną wymizerowaną twarz i ustąp. Wiadomo ci przecież, że jestem twoim przyjacielem i przyjacielem twoich przyjaciół; pomimo opacznego, nieufnego twojego stosunku do ludzi wiesz dobrze i jesteś najgłębiej przekonana, że zasługuję na zaufanie. Nie robiłem żadnych trudności, kiedy szło o uczynienie ofiary ze mnie samego, to wszelako, co widzę w tej chwili, rani zbyt boleśnie moje serce; musi to ustać, musi zmienić się. Wyjdź stąd! Pozostaw mnie w spokoju!
Tym razem było w słowach „Wyjdź stąd! Pozostaw mnie w spokoju!“ — tyle goryczy, tyle władczego nakazu, że nie mogłam pojąć, w jaki sposób nawet osoba taka, jak Madame Beck, mogła chwilę jeszcze chociażby ociągać się z usłuchaniem go. Nie poruszyła się jednka, stała jak wkopana, utkwiwszy w nim nieulękłe spojrzenie, patrząc mu wprost w oczy z kamiennie niezachwianym spokojem. Otworzyła już nawet usta, aby odpowiedzieć coś. Na twarzy Monsieur Paula drgnął nagle błysk ognisty; nie umiałabym powiedzieć na czym polegał ten wyraz, który nie zdawał się zdradzać gwałtownego gniewu: zachowując pozornie formy grzeczności, wyciągnął rękę, zaledwie, jak mi się wydało, dotknąwszy nią Madame, ona jednak pod tym dotknięciem zawróciła błyskawicznie i wybiegła pędem z pokoju, zatrzasnąwszy za sobą drzwi. Jej nagły odwrót trwał sekundę zaledwie.
Nagły błysk rozwścieczenia znikł natychmiast z twarzy Monsieur Paula. Z uśmiechem poradził mi, abym otarła oczy, czekał cierpliwie dopóki nie uspokoiłam się i tylko od czasu do czasu rzucał mi kojące, pocieszają-
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/793
Ta strona została uwierzytelniona.
405