mojej nieobecności; będzie pani myślała o mnie od czasu do czasu; będzie pani dbała o swoje zdrowie i będzie pani starała się być wesoła i zadowolona przez wzgląd na mnie... A gdy powrócę...
Nie dokończył.
Przyobiecałam, że zastosuje się w zupełności do jego woli, zrobię wszystko co mi zalecił, będę pracowała usilnie i chętnie.
— Będę wiernym stróżem i obrońcą pańskiego dobra — rzekłam — a gdy pan powróci, będą wszystkie rachunki czekały na pana, gotowe do najsurowszego skontrolowania ich przez mojego mocodawcę. O, Monsieur Paul, pan jest stanowczo za dobry!
W takich niewłaściwie zastosowanych, w takich opacznie użytych słowach usiłowały uczucia moje znaleźć swój wyraz zewnętrzny. Mowa moja była dziwnie bezładna i nieporadna; zamiast gorących dziękczynień i zasłużonych zachwytów wychodziły z ust moich słowa zimne jak lód, ciężkie i nic nie mówiące. On wszelako nie odrywał ode mnie oczu, łagodnie podniósł rękę, aby pogłaskać moje włosy; ręka ta musnęła wargi moje w przelocie; przycisnęłam je do niej, znajdując tą drogą ujście dla czci, jaką mnie ona przejmowała. Był moim królem, królewską dobroć okazała mi ta dłoń jego: złożyć na niej pocałunek korny, jako należny jej hołd, było zarazem obowiązkiem moim i najwyższą radością.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Godziny popołudniowe minęły i cichsza od nich jeszcze pora wieczorna otuliła cieniem swym cichy i bez tego faubourg. Monsieur Paul odwołał się do mojej gościnności: zajęty i nieustannie na nogach od rana, czuł konieczność pokrzepienia się, poprosił mnie więc o poczęstowanie go filiżanką czekolady podanej w moim ślicznym biało-złotym serwisiku porcelanowym. Wyszedł, aby kazać przynieść z pobliskiej restauracji wszystko, co było do tego potrzebne, postawiwszy uprzednio mały stolik i dwa krzesła na oplecionym dzikim winem balko-