Strona:PL Bronte - Villette.djvu/803

Ta strona została uwierzytelniona.

nie, na który wychodziło weneckie okno saloniku. Z jakąż nieśmiałą radością wzięłam na siebie rolę gospodyni, ustawiłam wszystko na tacy i obsłużyłam mojego gościa — dobroczyńcę!
Balkon ten położony był od tyłu domu; dokoła zieleniły się sąsiednie ogrody faubourg; poza nimi ciągnęły się już szczere pola. Powietrze było ciche, świeże i łagodne. Ponad topolami, drzewami laurowymi, tujami i różami płynął księżyc taki cichy i czarowny, że serce drgało w piersi pod wpływem jego uśmiechu; tuż obok księżyca świeciła gwiazda, promienna czystą, niewspółubiegającą się z nim o wpływy jasnością. W rozległym ogrodzie pobliskim wytryskiwał strumień wody z fontanny, ponad której ocembrowaniem wznosiła się bielejąca na tle zieleni i wody wyrzeźbiona figura.
Monsieur Paul gawędził ze mną. Jego głos był złagodzony, stanowiąc wtór harmonijny do srebrzystego szmeru wytryskującej wody, zlewając się w łączny akord muzyczny, jakim lekki wietrzyk, fontanna i drżące na drzewach liście intonowały kołyszącą do snu modlitwę wieczorną.
Zatrzymaj się na chwilę jeszcze, szczęśliwa godzino! Opuść zwiewne twoje pióropusze, stul miękkie skrzydła twoje, pochyl ku mnie krawędź nieba! Biały aniele! nie cofaj jeszcze swojego światła: pozostaw odbicie jego na przepływających jedne za drugimi obłokach; przekaż otuchę, jaką darzysz świat, owym chwilom, którym potrzebna jest ta odbita promienność!
Posiłek nasz był skromny, złożony z filiżanki czekolady, bułeczek i salaterki świeżych owoców letnich — wisien i truskawek — które umieściłam na podłożu z zielonych liści; oboje jednak woleliśmy to niż ucztę lukullusową, a mnie osobiście sprawiała niewypowiedzianą rozkosz możność usługiwania Monsieur Paulowi. Zapytałam, czy jego przyjaciele: Père—Silas i Madame Beck wiedzą o tym co zrobił — czy widzieli mój dom?
Mon amie — przyjaciółko moja — rzekł — nikt nie wie o niczym prócz mnie i pani; nie dzielimy z ni-

415