spolenia się duchowego i uczuciowego sama już wzmianka o możliwości wtrącenia do harmonii naszego dwugłosu osoby trzeciej, o ponownej rozłące naszych serc, nie mogła być wysłuchana przeze mnie inaczej, aniżeli z wzmagającym się podnieceniem, z męką okrutną, z pogardliwą decyzją, z oburzeniem i oporem, których żaru nie było w stanie ukryć żadne oko ludzkie, których okrzyku nie mógł zdławić nawykły do prawdy język człowieczy.
— Chcę panu powiedzieć coś — rzekłam. — Chcę wyznać panu wszystko.
— Mów, Lucy, mów, nie wzdragaj się! Kto zdolny jest lepiej i wyżej cenić panią niż ja? Kto jest szczerym przyjacielem pani, jeśli nie Paul Emanuel? Słucham. Mów Lucy.
Zdobyłam się na odwagę. Wyrzuciłam z siebie wszystko. Wszystko trzymane dotychczas na uwięzi zerwało się i trysnęło strumieniem niepowstrzymanym z moich ust; mówiłam, wyrzucając z siebie słowa pośpiesznie, opowiedziałam płynnie, mimo że po francusku, wszystko co miałam do opowiedzenia. Zaczęłam od opisu owej nocy w parku; wspomniałam o zaaplikowanym mi przez Madame Beck środku uspokajającym; wyjaśniłam powód, dla którego został mi dany; zaznaczyłam jego, wręcz odmienny od zamierzonego, skutek — podniecający, zmuszający mnie do zerwania się z mojej pościeli i zawędrowania daleko pod presją niewytłomaczonego, nieopanowanego popędu; opisałam noc, spędzoną samotnie pod drzewami, w pobliżu głębokiego, chłodnego jeziorka. Odmalowałam cały, przewijający się przed moimi oczami scenariusz: tłumy, zapełniające park, maski, muzykę, pochodnie, wspaniałą iluminację, rozlegające się zdala huki wystrzałów armatnich, bicie w dzwony. Odtworzyłam mu szczegółowo wszystko, czego byłam świadkiem, wymieniłam wszystkich, których spotkałam, których poznałam, widziałam i słyszałam, opowiedziałam, w jakiej pozie widziałam jego samego; czego się nasłuchałam, jakie wyprowadziłam z tego wnioski — słowem, uczyniłam przed nim
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/807
Ta strona została uwierzytelniona.
419