Człowiek nie jest władny prorokować. Lęk nasuwa czasem wyobraźni zgoła opaczne przewidywanie biegu spraw. O, te lata rozłąki! Nieobecności jego! Jak straszliwą obawą przejmowała mnie sama myśl o nich! Pewną, nieuchronną jak śmierć wydawała mi się męka, jaka czeka mnie przez cały czas ich trwania. Znałam ich naturę. Nie miałam żadnych wątpliwości co do udręki, jaką sprowadzą one w miarę posuwania się ich naprzód. Ładunek cierpień nie do zniesienia, obciąża ponad wszelką miarę ich ponuro toczący się wóz ofiarny. Widząc jego nadciąganie, zagłębianie się wielkich jego kół w uciemiężony grunt — ja, zdana na jego łaskę, powalona przed nim na kolana, poświęcona jego służbie, czcicielka, odczuwałam naprzód już miażdżące jego przetaczanie się po mnie.
Dziwne wszelako — dziwne i niepojęte, ale prawdziwe, podobnie jak wiele doświadczeń życiowych! — Owo wyobrażanie sobie z góry miażdżącego przetaczania się po mnie wielkich kół tragicznego wozu udręk, okazało się wszystkim — tak, okazało się prawie całą torturą. Wielki wóz obładowany tymi budzącymi przerażenie latami nieobecności Paula Emanuela, nadciągnął groźny, złowróżbny, ponury. Przejechał, przemijając lekko, łagodnie, ni to cień prześlizgujący się po niebie w południe, nie budząc innego uczucia, nie nasuwając innego widoku poza ziębiącym z lekka przyćmieniem. Podniosłam oczy w górę. Wóz i demoniczny jego woźnica potoczyli się dalej — osamotniona czcicielka żyła w dalszym ciągu.
Nieobecność Monsieur Paula trwała trzy lata. Czytelniku, te trzy lata były najszczęśliwsze w całym moim ży-