Strona:PL Bronte - Villette.djvu/811

Ta strona została uwierzytelniona.

ciu. Odrzucisz niewątpliwie z pogardą podobny paradoks. Słuchaj więc:
Otworzyłam moją szkołę. Pracowałam, znoiłam się, ile tylko starczyło mi sił, uważając się za strażniczkę własności Monsieur Paula, postanowiwszy przedstawić mu, o ile Bóg pozwoli, obrachunki, wykazujące jak najkorzystniejszy wynik. Uczennice zaczęły zjawiać się — zrazu tylko z klasy drobno-mieszczańskiej — rychło jednak i z wyższych warstw społecznych także. Około połowy drugiego roku istnienia mojej szkoły uczynił mnie nieprzewidzianie szczęśliwy zbieg okoliczności posiadaczką dodatkowych stu funtów: Pewnego dnia otrzymałam z Anglii list zawierający tę sumę. Przysłał je pan Marchmont, kuzyn i spadkobierca drogiej zmarłej mojej chlebodawczyni. Wyzdrowiał świeżo po długotrwałej, ciężkiej chorobie: pieniądze te były okupem, złożonym dla uspokojenia własnego sumienia, które dręczyło go wyrzutami na podstawę nie wiem jakich zapisek czy notatek, znalezionych po śmierci jego krewniaczki, podającej w nich moje imię i nazwisko i polecającej mnie jego opiece. Adres mój wskazała mu pani Barret. Jak dalece zgrzeszył przeciwko własnemu sumieniu, nie dopytywałam się nigdy, nigdy też tego nie badałem. Przyjęłam pieniądze i użyłam ich w sposób możliwie najpożyteczniejszy. Odważyłem się donająć za nie dom sąsiadujący z moim. Nie chciałam opuścić tego, który wybrał dla mnie Monsieur Paul, w którym pozostawił mnie i w którym spodziewał się zastać mnie po swoim powrocie. Mój eksternat przekształcił się na internat — i ten także rozwijał się nie mniej pomyślnie.
Tajemnica mojego powodzenia nie tyle zależała ode mnie, od jakichś osobliwych uzdolnień moich w tym kierunku, czy jakichś szczególnych moich władz duchowych, ile od nowego układu okoliczności i warunków, cudownie zmieniających moje życie, niezrównanie kojących stan mojego serca. Sprężyna, wprawiająca w ruch całą moją energię, ukryta była daleko poza morzami, na jednej z wysp archipelagu Indyjskiego. Przy rozstaniu się pozo-

423