trzech krzesełek (pokój nie posiadał kanapki) i wnet usnęłam, a po zbudzeniu się rozmyślałam przez dwie godziny.
Mój stan ducha wraz ze wszystkimi towarzyszącymi mu okolicznościami sprzyjał, jak nie można bardziej zdecydowaniu się na nową, śmiałą może i ryzykowną — bodaj rozpaczliwą nawet — linię postępowania. Nie miałam nic do stracenia. Niewypowiedziana pogarda dla bezradosnej dotychczasowej mojej egzystencji nie dopuszczała możliwości cofnięcia się i powrotu do niej. O ile nie powiedzie mi się plan, jaki zamierzałam urzeczywistnić, któż, poza mną samą jedynie, ucierpi na tym? Gdybym umarła — z dala od domu, chciałam powiedzieć, nie miałam jednak domu — z dala od Anglii, kto płakałby po mnie?
Możliwe, że czekają mnie cierpienia, przywykłam wszelako do cierpień, śmierć nawet, przyszło mi na myśl, nie jest dla mnie tak straszna, jak dla większości ludzi bardziej niż ja szczędzonych przez los. Dotychczas myślałam o śmierci ze spokojem i bez lęku. Uzbrojona w ten sposób przeciwko wszelkim przeciwnościom i ujemnym wynikom, obmyśliłam mój projekt.
Tegoż jeszcze wieczora zdobyłam od przyjaciela mojego — starego kelnera — potrzebne informacje, dotyczące terminu odpłynięcia statku do upatrzonego portu na kontynencie — zwanego Boue Marine. Uważałam, że nie mogę tracić czasu: tej nocy jeszcze muszę zająć kabinę. Mogłam, oczywiście, zaczekać z tym do rana, nie chciałam jednak narazić się na spóźnienie.
— Radzę pani lepiej zająć kabinę od razu — ostrzegł mnie kelner. Uznając słuszność tej rady, pośpieszyłam uiścić rachunek, wynagrodziwszy przy tym usługi, okazane mi przez mojego przyjaciela w sposób, który, jak obliczam teraz, był królewski nieledwie, a który w jego oczach wydał się na pewno niedorzecznym. Wsuwając do kieszeni wręczone mu przeze mnie monety, uśmiechnął się z lekka, jak gdyby chcąc dać wyraz swojej opinii o znajomości życia, jaką wykazała hojna ofiarodawczyni,
Strona:PL Bronte - Villette.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.
73