Strona:PL Bronte - Villette.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

cej się z nikim i z niczym naturze i o jasnej, subtelnej urodzie, najzupełniejszą niezdolność znoszenia cierpień zawodów. Charaktery podobne zdają się gorzknieć i kwaśnieć pod wpływem niepowodzeń, ni to piwo podczas burzy. Mężczyzna, poślubiający kobietę podobnego typu, powinien być przygotowany z góry już, że będzie musiał zapewnić jej egzystencję, opromienioną bez przerwy blaskiem słonecznym.
Oburzona w końcu na jej zrzędną natrętność cierpko zażądałam, aby „zamknęła usta“. Szorstka ta odprawa dobrze na nią wpłynęła, muszę też zaznaczyć, że nie odbiła się ujemnie na jej stosunku do mojej osoby.
Wraz z zapadnięciem mroku nocnego stawało się morze coraz bardziej wzburzone: coraz wyżej piętrzące się fale uderzały gwałtownie o boki statku. Dziwnego uczucia doznawałam na myśl, że mam dokoła siebie czarną ciemność i rozhukane fale, roztrącane przez statek, torujący sobie drogę, niepomny ciemności, przez jaką zmuszony był przedzierać się, ani ogłuszającego łoskotu, jaki towarzyszył pruciu przezeń fal. Pakunki zaczęły spadać z półek, tak że trzeba było umocować wszystko na zajmowanych miejscach. Pasażerowie cierpieli bardziej niż kiedykolwiek; panna Fanshave zapewniała jękliwie, że czuje nieuchronną śmierć.
— O, nie tak prędko jeszcze — pocieszyła ją stewardka — Wpływamy właśnie do portu.
Po kwadransie uciszyło się w istocie wszystko; około północy dobiegła podróż nasza kresu.
Żal mi było rozstawać się ze statkiem; tak, żal mi było. Skończyły się moje ferie; trudności i obawy o przyszłość stanęły znów przede mną w całej swojej grozie. Kiedy wyszłam na pokład, doznałam uczucia, że lodowate tchnienie nocy i zalegające dokoła ciemności zdają się natrząsać z mojego spokoju i z pewności siebie, z jaką puściłam się w tę drogę. Światełka, migocące ze wszystkich stron w oknach domów portowego miasta dokoła obcej tej przystani, skierowały ku mnie niezliczone, groźnie ostrzegające oczy. Na pokładzie zaroiło się od przyjaciół,

85