Strona:PL Browning - Fletnik z Hamelnu.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.

Z drobnych nóżek tupotem, trepków o bruk klekotem,
Z rączek klaskiem — łaskotem i z języczków świegotem;
Jak drób, gdy na podwórku groch się sypnął pokotem:
Z domu dzieci wybiegły.
Chłopiąt i dziewcząt hufce, rozgwar szerząc,
Główka przy główce blond się kędzierząc,
Z różanych buź perełki ząbków szczerząc,
Oczkami lśniąc i śmiechem brzęcząc, jak roje pszczele,
Za muzyką szły cudną, z muzykantem na czele.


XIII

Oniemiał Burmistrz i stanął, jak słup;
Zdrętwieli Radni, choć z nich skórę łup,
Nie mogą ruszyć ni wtył, ani wprzód,
Ni krzyczeć, jakby skuł ich czarów rzut,
Wpatrzonych w skoczność tych dziecięcych trzód,
Które ochoczo za fletnikiem szły.
Lecz jakże Burmistrz zadygotał, mdły,
I jak się w Radnych jęły serca tłuc,
Gdy tę procesję dzieci skręcił wódz
Ku rzece Wezer, której szumiał srodze
Nurt na ich synów i na córek drodze!
Tu Fletnik, wódz dziecięcych rot,
Ku górze Koppel krzyknął zwrot.
Odetchnął Piotr kum i kum Prot.
(Toć góra stroma i bez grot)
— „Przecież nie wlezie tam na szczyt,
Zmęczy się, grać przestanie — cyt,
Owieczki całe i wilk syt“.
Wtem cóż to?... Namarszczyli brwi,
Patrzą — odemkła góra drzwi,
Za drzwiami się ukazał loch,
Weszły tam dzieci. (Ojce w szloch).
Gdy brzdąc ostatni w lochu znikł,
Wierzeje góra zamkła wmig.
Ostatni rzekłem? Nie. Był smyk
Chromy, nie zdążył z tłumem wślad.
Pytany po upływie lat:
Czemu nie wesół? — mawiać zwykł:
Bez towarzyszów miasto — grób.
Zapomnieć trudno, co chcesz rób,
Że oni cudne mają dnię,
Że Fletnik przyrzekł raj i mnie,
Powiadał, że nas wiedzie w kraj
Zabawy, szczęścia — w to nam graj!
Tam w drzewach cukier, w rzekach miód,
Kwiat tam barwniejszy... Tam nas wiódł,
Gdzie wszystko nowe, świeże — cud.
Wróbel tam większy, niż tu — paw;
Zwierząt nie strzela się — pif! paf!
Pies nie zna krzyku: huzia! goń!
Skrzydlaty rodzi się tam koń;
Bez żądeł tam są roje pszczół...
I gdym już wielką radość czuł,
Gdy przyrzekł mi skuteczny lek
Na chromość, właśniem w drodze legł.
Muszę tu kuleć, ani rusz
Tych krain mi nie ujrzeć już!


XIV

O biada Hamelnowi, biada!
Niech to w mieszczucha tkwi głowiźnie:
W ucho się igły wielbłąd wśliźnie
Lżej, niż w raj — bogacz, który bliźnie
Krzywdząc, na srebrach — złotach jada!
Dał Burmistrz znać na północ, na południe,
Na wschód i zachód przyrzekł nieobłudnie:
Nagrodzić grajka tego srebrem, złotem,
Jeżeli przywędruje znów z powrotem.
I jeżeli całość tych dziecięcych stad
Sprowadzić raczy do ich mam i tat.

Lecz gdy się przeświadczono już niezbicie,
Że próżno czekać na to ich przybycie,
Municypalność grodu bolejąca
Włożyła na prawników tę kondycję:
Że wszelki akt ma nie mieć prawnej siły
Bez słów, któreby fakt ten wszem głosiły:
„Dan, gdy dzieci wyszły i nie wróciły.
W dniu dwudziestym drugim lipca miesiąca
W roku tysiąc trzysta siedemdziesiąt sześć“.
I na żarliwszą dla potomnych cześć.
Skręt ten, gdzie tłum dzieci zniknął przed oczyma,
Ulicy Fletnika nazwę niech otrzyma, —
Iżby człek, co na bębnie gra lub dmie w piszczałkę,
Wiedział nadal, że trudzi się nadarmo całk em;
Również ma nie być wolno żadnemu szynkowi,
Żadnej knajpie weselem profanować szumnie
Tych miejsc, uroczystemu oddanych smutkowi.
Przed lochem napis wryto na kolumnie,
A w kościelnym witrażu dano kolorami
Znać światu, jak rzecz była z temi bachorami,
Jak je od rodzinnego oderwano pnia,
I ten witraż w katedrze został do dziś dnia.
I nie mogę wkońcu nie dodać i ja,
Żem słyszał (to sobie sam w legendę sczep)
Jakoby gdzieś istniał w Transylwanji szczep,
Którego zwyczaje obce, obcy strój
Uderza sąsiadów, bo ma inny krój;
Skąd rodem, nie wiedzą... Powiadają ot,
Że są szczątkiem jakichś zaginionych rot,
Zbłąkanej wyprawy gdzieś w podziemiach grot,
Nie wiedzą jak, skąd im błysnął światła grot...


XV

Tak, synu, płaćmy, ty jeden, ja drugi
Wszystkim, a zwłaszcza płać Fletnikom długi;
Od szczura zbawią cię, czy od skorpjona,
Płać: obietnica musi być spełniona!


Tłumaczył
JAN LEMAŃSKI.