PIERWSZY UCZEŃ. Baczność! Moje miejsce będzie pod oknem. Trzech was albo czterech schowa się za ten pomagran — będzie wam trochę ciasno! Schramm z swą fajką położy się jak długi na balkonie. Czterech — pięciu — kogóż to nam braknie? Potrzeba nam wszystkich, bo Julek nie powinien obrazić swej narzeczonej, gdy się żart nasz wyda.
DRUGI UCZEŃ. Są wszyscy! Niema tylko poety — nie wiele mu na tem, widać, zależało — — a niech go księżyc kopnie! Cóż to za łobuz ten Dżjowakkino! Zakochał się gwałtownie w samym sobie i ma wszelkie widoki doprowadzić daleko w swem własnem towarzystwie — nikt mu się tak bardzo nie napierał; — ale do tego zakochała się jeszcze w nim jakaś białogłowa, i on z czystej zazdrości zabrał siebie i nieśmiertelny poemat i wszystko do Tryestu, z powodu czego właśnie skomponowane zostało, jak zapewnia Bluphocks następujące wieszcze epitaphium: „Tu leży pieśń mamuta, padła od muszki ukłuta“. Sam sobie grób wykopał — dureń jeden! Zamiast kupletów, sprawiających kurcze, z których każdy, jak nóż, kraje nam wnętrzności, powinien był, jak mówi Bluphocks, pisać klasycznie i zrozumiale: Eskulap — poemat epicki, Wykaz lekarstw; Plaster Heby — na usteczka kęs skraweczka. Nasienie Feba — pół słoika, zdrowa grdyka... Pigułka Merkurego — jedna dawka, mija. —