Strona:PL Bruun - Wyspa obiecana.pdf/9

Ta strona została przepisana.

Od najwcześniejszej młodości popadał w konflikt z ludzkiem społeczeństwem. Marzył nieustannie o swobodnem życiu wśród przyrody, pod gołem niebem i dumnemi koronami drzew, w blaskach wiecznego słońca, w kraju, gdzie niema różnicy między złem i dobrem.
Jednak życie niweczyło jego marzenia. Dręczyło go i dławiło do tego stopnia, że kiedy niekiedy musiał znaleźć ujście dla wewnętrznego napięcia. Wówczas targał karty swej życiowej klatki, porzucał nieliczne lekcje języka francuskiego i geografji, o jakie wystarał mu się pewien dawny kolega szkolny, uciekał w las i przez kilka dni żył życiem prawdziwego dziecka przyrody. Uganiał po lesie bez kapelusza, pijany swobodą błądził wzrokiem po wierzchołkach drzew. Serce wzbierało nadmiarem uczucia; czuł powołanie, by swym przykładem stworzyć nową ludzkość—bez państwa, bez obowiązku, bez moralności.
Głód zapędzał go do domu. Zmęczony, zziębnięty, powracał na swoje poddasze. Umysł jego uspokajał się na pewien okres czasu. Zamykał się w pokoju, opierał głowę na dłoniach i wpatrywał się w kartki białego papieru, póki djabeł nie opętał jego wyobraźni; wtedy zaś pisywał drobne, przepojone złośliwością humoreski, któremi mścił się na złym świecie, a które zjednywały mu popularność i życzliwość wśród najmłodszych, umiejących jeszcze ze szczerego serca kochać i nienawidzieć.
On sam pogardzał głęboko tą przymusową pracą. Pisał, zagryzając wargi zębami, i poprzysięgał sobie, że—gdy zapcha gębę temu wielkiemu zwierzęciu, za jakie uważał publiczność, — wówczas stworzy naprawdę dzieło, płynące wprost z serca, świetny poemat, który rozsadzi ludzką społecz-