Strona:PL Buffalo Bill -01- U pala męczarni.pdf/10

Ta strona została skorygowana.

kłach, połyskujących złowrogo w otwartej paszczy. Jego małe ślepia błyszczały gniewnie a z potężnej gardzieli wydobywał się pomruk wściekłości. Potwór stanął na tylnych łapach i runął jak lawina na Buffalo Billa. Król Granicy zręcznym skokiem wywinął się z pazurów bestii i rzucił jednocześnie garść prochu w ślepia niedźwiedzia. Oślepione zwierzę ryknęło z bólu i wściekłości, szukając dokoła siebie poomacku wroga. Cody jednym skokiem znalazł się tuż przy niedźwiedziu. Jego nóż myśliwski błysnął w powietrzu i zanurzył się po rękojeść w piersi drapieżnika. Bohater nasz z szybkością myśli odskoczył od rannego niedźwiedzia i zaatakował go powtórnie z drugiej strony.
Oślepiona bestia daremnie usiłowała dosięgnąć pazurami przeciwnika. Cody walczył szybko i skutecznie. Skrwawiony nóż jeszcze dwukrotnie zanurzył się w cielsko grizzly, który rycząc z wściekłości kręcił się w kółko jak oszalały. Wreszcie niedźwiedź usiłował rzucić się do ucieczki, lecz było już zapóźno. Krew upływała z ran zadanych mu przez Króla Prerii i wkrótce drapieżnik padł w agonii na trawę stepową.
Buffalo Bill nie czekał dłużej. Musiał teraz odnaleźć konia, by móc kontynuować swą podróż. Przestraszony rumak nie chciał zbliżyć się do miejsca, gdzie padł niedźwiedź i Cody musiał długo uganiać się za wierzchowcem po stepie, nim zdołał ująć śmiertelnie przerażone zwierzę.
Gdy Król Granicy znalazł się wreszcie na siodle, ruszył natychmiast ostrym cwałem w kierunku obozu Czejennów. Spieszył się bardzo — chodziło przecież o uratowanie plemienia Czejennów Niedźwiedzi. Po kilku godzinach szybkiej jazdy Cody znalazł się wreszcie w pobliżu obozu Czerwonoskórych.
Bohater nasz obserwował właśnie okolicę, chcąc znaleźć najdogodniejszą drogę do celu, gdy nagle, prawie spod samych nóg wierzchowca zerwała się młoda dziewczyna i natychmiast oddaliła się na pewną odległość, jak jelonek, zaskoczony znienacka.
Nie wydawała się być zatrwożona. Przeciwnie, na widok białego oblicza niespodziewanego gościa zawołała z gniewem: — Czego tu szukasz, psie o bladej twarzy!
Nie czekając na odpowiedź, ukryła się szybko za drzewem i wypuściła w stronę Buffalo Billa strzałę ze swego łuku.
Król Granicy był nieco zakłopotany. Prawo prerii nie pozwala kierować broni przeciwko kobiecie, nawet gdyby ta zagrażała życiu ludzkiemu. Z drugiej zaś strony wydawało się, że młoda Indianka nie pozwoli białemu posuwać się w stronę namiotów swego plemienia.
Pozostało mu jedynie wyjaśnienie przeciwniczce celu swej podróży i pozyskanie w ten sposób jej zaufania.
Buffalo Bill nie widział jeszcze nigdy Indianki o tak rzadkiej urodzie. Rysy jej były regularne i delikatne. Jej oliwkowa cera była nieco jaśniejsza niż u innych indyjskich squaw. Ruchy dziewczyny były pełne harmonii i wdzięku, jak ruchy młodego daniela. Należało przypuszczać, że Indianka pochodziła z wysokich sfer swego plemienia.
Nasz bohater pozdrowił uprzejmie swą przeciwniczkę w języku czejeńskim i spytał ją o drogę do obozu Białego Wilka. Lecz nie wpłynęło to bynajmniej na zmianę w usposobieniu małej amazonki.
Biały Wilk nie posiada przyjaciół wśród bladych twarzy! — zawołała, napinając powtórnie cięciwę swego łuku. — Wódz nie żąda niczego od białych, prócz tego, by nie wkraczali na jego tereny łowieckie.
— Jestem wysłannikiem i muszę niezwłocznie stanąć przed obliczem wodza, — odparł Buffalo Bill. — Muszę z nim odbyć rozmowę, od której zależy honor i dobro waszego plemienia.
— Honor Czejennów nie wymaga opieki bladych twarzy — odparła pogardliwie dziewczyna, lecz powodowana kobiecą ciekawością dodała zaraz: — A cóż to za poselstwo?
Buffalo Bill nie miał powodu do ukrywania celu swego przybycia, chciał jednak ukarać młodą Indiankę za jej zaczepną postawę. Rzekł więc:
— Mogę to wyjawić tylko przed wodzeni i wojownikami na Radzie. Nie rozmawiam o rzeczach poważnych z pierwszą lepsza squaw, napotkaną na prerii. Jestem posłem wielkiego wodza Czejennów — Niedźwiedzi, Samotnego Niedźwiedzia! To wystarczy.
Słowa te wywarły ogromne wrażenie na dziewczynie. Odrzuciła łuk i zbliżyła się do Króla Granicy. Pochyliła się w ukłonie przed białym, a z oczu jej popłynęły niepowstrzymywane łzy wzruszenia. Gdy teraz spytała, z jakim poselstwem przybył Buffalo, ten zrozumiał, że nie było to podyktowane zwykłą ciekawością. Spytał więc:
— Czemu tak bardzo pragniesz poznać cel mojego poselstwa? Może ci go wyjawię...
Dziewczyna podniosła głowę i rzekła: — Nie wstydzę się mej ciekawości. Wiedz, biały człowieku, że kocham Samotnego Niedźwiedzia... Dawno już wstąpiłabym do jego namiotu, gdyby mój wuj, Biały Wilk, nie wygnał go z obozu wraz z jego wiernymi wojownikami.
— Goddam! — zaklął z cicha Buffalo Bill. — Otóż i nowa komplikacja... Dlaczego Samotny Niedźwiedź nic mi o tym nie wspomniał?...
— A czemuż to nie opuściłaś plemienia wraz z Samotnym Niedźwiedziem? — zwrócił się do dziewczyny.
Wyraz cierpienia odmalował się na twarzy Indianki. Odpowiedziała:
— Uczyniłabym to chętnie. Z ochotą dzieliłabym z Samotnym Niedźwiedziem jego walki i troski, lecz moja matka i młodsza siostra mieszkają w namiocie Białego Wilka i gdybym opuściła obóz, wódz zemściłby się na nich straszliwie... Biały Wilk tak powiedział i wiem, że w tym wypadku dotrzymałby słowa.
Cody nie wahał się dłużej. W krótkich słowach nakreślił przebieg wypadków i zobrazował niebezpieczeństwo, zagrażające plemieniu Czejennów — Niedźwiedzi. Gdy dziewczyna dowiedziała się, że biały złączony jest z Samotnym Niedźwiedziem braterstwem krwi, stała się w stosunku do Buffalo Billa tak przyjacielska, jak przedtem była wroga.
Po poważnym namyśle młoda Indianka rzekła:
— Biały Wilk nie uczyni nic, by pomóc Czejennom — Niedźwiedziom. Nienawidzi on Samotnego Niedźwiedzia.