Strona:PL Buffalo Bill -01- U pala męczarni.pdf/11

Ta strona została skorygowana.

— Cóż więc uczynimy? — zapytał Cody ponuro.
— Pozostaje nam jedno — odrzekła dziewczyna. — Musimy skłonić wojowników, by stanęli po stronie Czejennów — Niedźwiedzi wbrew woli wodza.
— Czyż to możliwe? — spytał niedowierzająco Buffalo Bill. — Któż z pośród plemienia odważy się wystąpić przeciw Białemu Wilkowi? Słyszałem, że władza jego w obozie jest nieograniczona.
— Tak! — odparta Indianka. — Jest jednak w obozie osoba, której wpływy są tak samo wielkie jak wpływy wodza.
— Któż to jest? — spytał Cody z ożywieniem.
Dziewczyna odpowiedziała spokojnie: — Ja!
Widząc zdumienie malujące się na twarzy Buffalo Billa, narzeczona Samotnego Niedźwiedzia wyjaśniła: — Tak, to prawda. Ojcem moim był Tygrysie Serce, największy z pośród wodzów czejeńskich. Gdy zginął na ścieżce wojennej przed czterema laty, obrano wodzem jego brata, Białego Wilka. Lecz wojownicy nie zapomną nigdy Tygrysiego Serca, który prowadził ich tyle lat na zwycięskie walki! Jestem jego córką i stanowisko moje w plemieniu jest bardzo wysokie. Wojownicy cenią mnie i kochają. Myślę, że zdołam ich przekonać, by przeciwstawili się Białemu Wilkowi podczas Rady i by zdecydowali się na wypowiedzenie wojny Dakotom. Wiem, że nie będzie to łatwe...
— Udajmy się więc natychmiast do obozu! — zawołał Buffalo Bill.
— Nie, to byłby fałszywy krok — rzekła dziewczyna po chwili namysłu. — Ja pójdę pierwsza, biały człowieku. Porozmawiam z kilkoma wojownikami, którzy najbliżsi byli sercu mego ojca; przygotuję ich do twego przybycia, aby wiedzieli jak zabrać głos na Radzie. Potem dopiero możesz się zjawić w obozie. Musisz być dumny i wyniosły. Zażądasz natychmiast po przybyciu zwołania Rady. Zbierz całą twą odwagę i przytomność umysłu. Jeżeli Biały Wilk zauważy na twym obliczu choć cień niepewności, nie opuścisz już nigdy obozu Czejennów, biały człowieku.... Gdyby wódz dowiedział się przed zwołaniem Rady o twej misji, również grozi ci śmierć.
— Niech moja czerwona siostra nie boi się o mnie — rzekł Cody z uśmiechem. — Bywałem już w gorszych opałach.
— Człowiek, którego Samotny Niedźwiedź nazywa swoim bratem, nie może być tchórzem — rzekła dziewczyna z zaufaniem. — Bądź więc, biały człowieku, również bratem Smukłej Trzciny! A więc żegnaj. Spotkamy się na Radzie!

Porażka Białego Wilka

Buffalo Bill zjawił się w obozie po dobrej godzinie, według wskazówek Smukłej Trzciny i zażądał, by go natychmiast zaprowadzono do wodza.
Biały Wilk był mężczyzną w sile wieku, o atletycznej budowie i pełnej godności postawie.
Jego wyniosła i pewna siebie mina świadczyła o tym, że wódz przywykł do bezwzględnego posłuszeństwa ze strony swych wojowników. Cody zrozumiał odrazu, że niełatwo będzie przeciwstawić się podczas Rady takiemu przeciwnikowi
Wódz Czejennów bystrym i wrogim spojrzeniem obrzucił niespodziewanego przybysza.
Zażądał on, by Bufallo Bill zdał mu natychmiast sprawę ze swego poselstwa, lecz Cody odmówi mu, wyjaśniając, że może to uczynić tylko przed Radą.
— Ja rządzę plemieniem Czejennów — zawołał na to Biały Wilk — i tylko ja mam prawo przyjmowania posłów!
Buffalo nie uląkł się groźnego tonu wodza i odparł: — Będę mówił tylko przed Radą. Powiedziałem.
Czerwonoskóry wyrwał z za pasa tomohawk, ale spojrzenie Króla Granicy unieruchomiło go. Cody nie wykonał żadnego ruchu, spojrzał tylko Białemu Wilkowi prosto w oczy. Spojrzenia dwóch mężczyzn skrzyżowały się na chwilę, walczyły ze sobą, wreszcie Indianin spuścił oczy i wsadził tomohawk napowrót za pas.
Życie Buffalo Billa wisiało podczas rozmowy z Białym Wilkiem na włosku. Wywiadowca rozumiał to dobrze. Rozumiał też, że to pierwsze zwycięstwo nad wodzem Czerwonoskórych dało mu pewną przewagę moralną nad Białym Wilkiem. Długie lata, spędzone wśród plemion indyjskich, nauczyły Cody’ego, że zwycięstwo moralne nad Czerwonoskórym bywa często poważnym atutem w ręku białego.
Było teraz widoczne, że Biały Wilk zdecydował się na zwołanie Rady. Nie znał on celu przybycia białego, nie wiedział również, że Cody jest posłem Samotnego Niedźwiedzia. Był raczej przekonany, że Buffalo Bill przybył z polecenia gubernatora „bladych twarzy“, aby prowadzić rokowania ze szczepami Indian, zamieszkującymi tę okolicę.

Podczas gdy „tam-tamy“ i bębny zwoływały wojowników na Radę, Buffalo Bili przechadzał się po obozie. Miał nadzieję, że napotka przed którymś z namiotów Smukłą Trzcinę. Dziewczyna nie dawała jednak znaku życia.
W obozie wrzało, jak w ulu. Wojownicy tłumnie wylegli z namiotów i zaczęli się gromadzić wokół ogniska. Cody mógł się naocznie przekonać, jak liczni byli wojownicy czejeńscy. Było rzeczą jasną, że w połączeniu ze szczepem Samotnego Niedźwiedzia mogliby roznieść w puch Dakotów. Król Granicy widział broń rozłożoną przed namiotami. Karabinów było niewiele, lecz przed namiotem każdego z wojowników widniały liczne topory wojenne, noże oraz sprężyste, dalekonośne łuki wraz z kołczanami, pełnymi pierzastych strzał. Plemię było więc w zupełnej gotowości bojowej. Trzeba było tylko wpłynąć na wojowników, by ruszyli na pomoc swym braciom, Czejennom-Niedźwiedziom.
Kobiety i dzieci, które nie miały prawa uczestniczenia w Radzie, również wyległy z namiotów, aby obejrzeć „bladą twarz“, która przebyła w poselstwie do plemienia. Za Cody’m biegły wszędzie ciekawe spojrzenia, pełne zdumienia, a czasami trwogi.
Wreszcie dwóch wojowników zbliżyło się do Billa, by zaprowadzić go na miejsce obrad. Buffalo oddał im dwa rewolwery i nóż myśliwski, obyczaj indyjski zabrania bowiem przybywania na Radę z bronią.