Strona:PL Buffalo Bill -01- U pala męczarni.pdf/14

Ta strona została skorygowana.

nożem i tomahawkiem, a białych wódz uważał za niedołęgów. Wybór wodza padł na noże myśliwskie.
Wodzowie utworzyli koło, w którego obrąbie stanęli dwaj przeciwnicy, uzbrojeni w długie myśliwskie noże. Biały Wilk był obnażony do pasa, a skóra jego błyszczała od tłuszczu, którym się posmarował, by łatwiej wyślizgnąć się przeciwnikowi.
Buffalo Bill nie zadał sobie nawet trudu pozbycia się kurtki myśliwskiej. Stary kapłan dał znak i walka się rozpoczęła. Biały Wilk zamienił się w kłębek napiętych i drgających mięśni. Krążył dokoła Cody’ego wypatrując momentu, w którym mógłby go zaatakować. Ale biały nie dawał się zaskoczyć i utrzymywał Indianina w pewnej odległości bacznie mierząc go wzrokiem.
Wreszcie Czerwonoskóry skoczył na swego wroga — nóż błysnął w powietrzu, lecz nie wyrządził Buffalo Billowi żadnej krzywdy, przecinając jedynie kurtkę na piersi.
Z kolei Król Granicy zaatakował Indianina. Ruchy jego były szybkie, jak myśl, i nim Biały Wilk się spostrzegł, ramię jego obficie broczyło krwią. Buffalo Bili nie zamierzał zabić przeciwnika, chciał go tylko upokorzyć.
Indianin stał się ostrożniejszy. Pochylony tuż nad ziemią krążył już w większej odległości od białego. Nagle Cody tygrysim skokiem znalazł się tuż przy Białym Wilku i po chwili nóż Czerwonoskórego, zatoczywszy łuk, padł na ziemię. Indianin był rozbrojony. Nie spodziewał się on łaski ze strony Buffalo Billa, oczekiwał więc śmierci.
Król Granicy odrzucał swą broń i stanąwszy w postawie bokserskiej, zawołał: — Znów jesteśmy jednakowo uzbrojeni. Broń się!
Biały Wilk, który zaznał już mocy uderzeń Cody’ego podniósł ręce w niezręcznej obronie, lecz w tej samej chwili potężny cios zwalił go z nóg. Walka była skończona.
Indianie ze zdumieniem patrzyli, jak Buffalo Bill obmywa ranę Białego Wilka i opatruje go. Był to dla nich widok zupełnie niecodzienny. Czyż nie prościej było dobić i oskalpować przeciwnika? Postępowanie, Buffalo Billa było dla Czewonoskórych zupełnie niezrozumiałe.
— Mój biały brat źle czyni — rzekła Smukła Trzcina. — Ten pies nieraz jeszcze stanie na naszej drodze. Obyś nie pożałował swego czynu... Powinieneś zatopić nóż w jego fałszywym sercu! —

Ślubowanie Smukłej Trzciny

Buffalo Bill i Smukła Trzcina zebrali wokół siebie wszystkich wojowników, którzy stanęli po ich stronie. Plemię znów podzieliło się na dwie grupy. Po haniebnej porażce Białego Wilka pozostało przy nim już tylko kilku wojowników.
Przed wyruszeniem do obozu Czejennów-Niedźwiedzi, plemię musiało przygotować zapasy żywności. Ponieważ wojna z Dakotami zapodiadała się na dość długi okres czasu, należało przygotować duże zapasy suszonego mięsa bawolego i „pemmikaun“, t. zn. mączki mięsnej, używanej jako pokarm przez wszystkie plemiona indyjskie Północnej Ameryki.
Wojownicy zaczęli się więc przygotowywać do wielkich łowów na bawoły. Podczas gdy całe plemię wraz z kobietami, dziećmi i starcami, przygotowywało broń dla wojowników, rozpalało wielkie ogniska i szykowało juki do załadowania ubitej zwierzyny, kilku wojowników ruszyło w step, aby wytropić większe stado bawołów, których setki znajdowały się w owym czasie w prerii.
Wojownicy ci powrócili po dwu godzinach z wieścią, że na południe od obozu, w odległości kilku mil, pasie się wielkie stado bawołów, które może dostarczyć odpowiedniej ilości mięsiwa. Plemię dosiadło więc koni i żywo ruszyło we wskazanym przez wywadowców kierunku. Należało poruszać się ostrożnie, by nie spłoszyć zdobyczy. Wojownicy przygotowali skóry bawole, którymi okryli siebie i konie, by w ten sposób zmylić czujność zwierzyny i zajść ją niepostrzeżenie.
Buffalo Bill poczuł się w swoim żywiole. Wszak przydomek jego świadczył o tym, że jest on najdzielniejszym łowcą bawołów na całym Zachodzie. Bohater nasz przygotował starannie naboje i fizję, pragnąc popisać się przed swymi czerwonoskórymi przyjaciółmi zręcznością i celnością strzałów.
Po pewnym czasie ukazały się wśród prerii bawoły. Stado liczyło kilkaset sztuk. Pasło się ono, jak to leży w zwyczaju tych zwierząt, w szyku obronnym. Na krańcach pastwiska widać było potężne samce, które swymi potężnymi rogami bronić miały krów i cieląt, pasących się w środku pastwiska.
Do uszu myśliwców dochodziły porykiwania potężnych zwierząt, przypominające grzmoty wiosenne. Stado pasło się spokojnie, nie przeczuwając niebezpieczeństwa, a tymczasem łowcy okrążali powoli zdobycz, nie budząc żadnego podejrzenia bawołów, które były zmylowe skórami, okrywającymi wojowników i konie.
Wreszcie wojownicy zbliżyli się na odległość strzału z łuku. Jeden z wojowników, kierujący wyprawa łowiecką dał sygnał i chmura pierzastych strzał pofrunęła w kierunku stada.
Wojownicy strzelali celnie. Wśród stada powstał popłoch i zamieszanie. Zwierzęta zbiły się w gromadę. Byki ryczały złowrogo, grzebiąc ziemię przednimi racicami i pochyliwszy potężne łby, uzbrojone straszliwymi rogami, gotowały się do odparcia nagłego ataku. Ze środka stada dobiegało trwożliwe pobekiwanie cieląt, chroniących się pod opiekę matek.
Wojownicy zbliżyli się teraz na bardzo niewielką odległość. Istny deszcz strzał padł na stado bawołów i kilkanaście sztuk zwierzyny padło na ziemię. Przerażone stado poszło w rozsypkę. Na to czekali właśnie łowcy. Wśród dzikich okrzyków ruszyli za uciekającą zwierzyną. Każdy wojownik upatrywał sobie zdobycz na własną rękę i ścigał ją tak długo, póki nie dosięgnął zwierzęcia strzałą ze swego łuku.
Preria przedstawiała widok niezmiernie malowniczy. Wśród zieleni trawy uwijali się miedzianoskórzy wojownicy z pękami różnorodnych piór we włosach. Weilkie, szaropłowe cielska bawołów leżały miejscami nieruchomo, rażone strzałami.
Zdarzało się często, że oszalałe ze strachu zwierzę usiłowało atakować swych prześladowców. Daremnie jednak. Jeźdźcy indyjscy zwinnie unikali strasznych rogów bawolich, rażąc jednocześnie zwierzynę strzałami.
Smukła Trzcina brała udział w łowach na równi z mężczyznami swego plemienia. Władała ona łukiem lepiej od niejednego z wojowników i niebawem