Strona:PL Buffalo Bill -01- U pala męczarni.pdf/16

Ta strona została skorygowana.

Oddano go pod opiekę Billa Hickocka, który pieczołowicie opatrzył mu ranę, a reszta wojowników zgrupowała się napowrót wokół ogniska.
Smukła Trzcina stanęła w blasku ognia i zawołała porywczo:
— Gdzież jest wojownik, który pomści naszych braci?!... Ten, kto zabije Białego Wilka będzie jedynie godzien moje jręki, ten będzie największym wojownikiem plemienia!
Słowa te wywarły olbrzymie wrażenie na wojownikach. Wszyscy przysięgli śmierć nikczemnemu zdrajcy, padały gromkie okrzyki i gniewne spojrzenia. Jeden tylko Samotny Niedźwiedź pozostal milczący, zajęty swymi myślami.
Bufallo zbliżył się do niego i położył mu rękę na ramieniu. Samotny Niedźwiedź drgnął, jak obudzony ze snu. Bufallo rzekł:
— Czy mój czerwonoskóry brat nie chciałby zdobyć nagrody, przyrzeczonej przez Smukłą Trzcinę?
Wódz nie odrzekł ani słowa, lecz jego płonące oczy były aż nadto wymowne.
— Dobrze — rzekł Bufallo Bill. — Mam plan, którego wykonanie zapewni ci tę nagrodę. Jest to jednak bardzo niebezpieczne.
— Samotny Niedźwiedź nie lęka się niebezpieczeństw! — odparł Czerwonoskóry.
— Posłuchaj więc — rzekł Bufallo — czy słyszałeś o świętym bębnie wojennym Dakotów? Jak wiesz zapewne, jest to ich talizman, który ma im przynosić szcęście w walce. Przed bitwą ich kapłan uderza w bęben, którego dźwięki są hymnem zwycięstwa. Dakotowie mniemają, że ich powodzenie wojenne zależy od posiadania tego bębna. Wiesz wszak o tym, prawda?
— Mój biały brat powiedzia — odparł Indianin. — Mówią tak wśród wszystkich szczepów Czerwonoskórych.
— A więc — ciągnął Bufallo — musisz zakraść się do obozu Dakotów i porwać ich talizman. Gdy przyniesiesz bęben — ogłoszą cię najdzielniejszym wojownikiem plemienia. Serca Dakotów napełnią się trwogą, gdy spostrzegą brak bębna wojennego, a wtedy łatwo będzie zadać im klęskę.
Wódz Czejennów zawołał gorąco: — Uczynię to, lub zginę! Może spotkam również zdrajcę, Białego Wilka, a wtedy zdobędę na pewno Smukłą Trzcinę.
— A czy wiesz, gdzie znajduje się święty bęben Dakotów? — spytał Bufallo.
Samotny Niedźwiedź skinął przecząco głową. Cody wyjaśnił:
— Dowiedziałem się od pewnego starego wojownika, którego uratowałem z pazurów szarego niedźwiedzia, że bęben ukryty jestt w świętej jaskini Dakotów, tam gdzie grzebią oni swych wodzów i kapłanów. Drogę do jaskini znam i wskaże ci ją. Będę ci towarzyszył do granic obozu Dakotów. Oto plan, wskazujący położenie świętej groty. — Bufallo wydobył z kieszeni ołówek i kawałek papieru i nakreślił w sposób możliwie najprostszy drogę, którą miał odbyć Samotny Niedźwiedź.
Po krótkich przygotowaniach obaj mężczyźni ruszyli w drogę, nie wyjaśniając nikomu celu swej wyprawy.
Smukła Trzcina wezwała na naradę kilku wojowników oraz Billa Hickocka i Nicki Whartona. Słowa dziewczyny brzmiały poważnie:
— Wiem, że Bufallo i Samotny Niedźwiedź wyruszyli na niebezpieczną wyprawę. Nie trudno się domyśleć, że celem ich jest obóz Dakotów. Nie wolno nam pozostawić ich na pastwę niebezpieczeństwa. Jutro rano wyruszymy na czele większej grupy wojowników w ich ślady. Jeśli wpadną w ręce wroga, oswobodzimy ich, a gdyby było zapóźno... — tu głos dziewczyny zadrżał lekko — pomścimy ich!...
Następnego ranka oddział, złożony z dwustu Czejennów, nie licząc dwuch białych, ruszył śladami Bufallo Billa i Samotnego Niedźwiedzia, które wiodły do obozu Dakotów.
Smukła Trzcina była bardzo niespokojna. Dziki Bill bezskutecznie usiłował dodać jej otuchy. Nie wierzył on zresztą własnym słowom, gdyż wiedział, znając Buffallo Billa, że wyruszył on na bardzo niebezpieczną wyprawę. —
Jeden tylko Nick Wharton nie utracił równowagi ducha. Był on również szczerze zmartwiony nagłym wyjazdem Codyego, lecz nie stracił humoru. Starzec cwałował raźne przy boku Smukłej Trzciny i Billa Mickocka i mruczał pod nosem, puszczając kłęby dymu ze swej fajeczki:
— Łatwo odgadnąć, w jakim kierunku pojechał Buffallo. Oczywiście do obozu Dakotów — to jasne. Diabli wiedzą czego on tam szuka!... Zresztą nasz Buffalo zawsze ma jakieś nadzwyczajne pomysły, a ty się tłucz człowieku po stepie z tą czerwoną królową i jej bandą upierzonych wojowników...
Oddział Smukłej Trzciny posuwał się naprzód szybko, lecz ostrożnie. W odległości pól mili od czoła pochodu cwałowała przednia straż, w liczbie czterech wojowników, przeszukując starannie okolicę. W ciągu pierwszego dnia podróży nie napotkano żadnych śladów nieprzyjaciela.
Smukła Trzcina chciała wyruszyć jeszcze w nocy w dalszy drogę, lecz Bill Hickock i Nick Wharton wyperswadowali jej to. Konie i ludzie potrzebowali odpoczynku.
Z nadejściem świtu ruszono w dalszą drogę. Po kilku godzinach jazdy straż przednia dała znać, że w okolicy ukazali się jacyś jeźdźcy. Oddział nasz posuwał się teraz z największą ostrożnością, nie chcąc natknąć się na wroga.
Wkrótce wywiadowcy zameldowali, że jeźdźcy są już bardzo blisko. Byli to Dakotowie, którzy myszkowali po prerii w poszukiwaniu taborów białych osadników, które były nielada kęskiem dla czerwonoskórych łupieżców.
Spotkanie oddziału Smukłej Trzciny z odziałem dakotyjskich jeźdźców było nieuniknione. Należało przygotować się do walki.
Wojownicy czejeńscy poprawili popręgi u siodeł i przygotowali noże i tomahawki. Biali opatrzyli swe karabiny. Po chwili zjawili się wszyscy czterej wywadowcy. Objaśnili oni, że oddział Dakotów w sile około 200 ludzi znajduje się w odległości niespełna mili od orszaku Smukłej Trzciny. Wkrótce na horyzoncie ukazały się sylwetki wrogich wojowników. Na czele nieprzyjacielskiego oddziału kłusował potężny wojownik w którego dłoni połyskiwał obnażony tomahawk.
Dakotowie rzucili się natychmiast do ataku, rozpoznawszy z daleka barwy wojenn Czejennów.
Kierownictwo nad wojownikami Smukłej Trzciny objął Dziki Bill. Był on doświadczonym „rycerzem stepu“ i przemyślnie zarządził obronę. Na je-