Strona:PL Buffalo Bill -02- Pojedynek na tomahawki czyli Topór wojenny wykopany.pdf/13

Ta strona została skorygowana.

z Wielkim Rogiem, ja zaś wyzwę na pojedynek najdzielniejszego z pośród Sjuksów.
Jeśli zwyciężymy — jeńcy zostaną nam wydani. Jeśli zaś padniemy w walce — jeńcy zostaną w rękach wroga. Sjuksowie muszą przyjąć wyzwanie — tego wymaga prawo. Co sądzi mój syn o planie Huczącego Grzmotu?
— Tak być nie może! — wtrącił Dziki Bill — Nie, Huczący Grzmocie, nie możemy ci pozwolić walczyć o życie białego młodzieńca, którego nawet nie znasz. Nie możesz narażać się na niebezpieczeństwo! Ja będę walczył o życie młodego jeńca, a Buffalo Bill stanie do boju o życie Nicka Whartona...
— Huczący Grzmot nie może zostać pokonany! — odparł z dumą wódz Komanczów. — Jest on stary, lecz sił ma dość! Nie naraża on się na niebezpieczeństwo, walcząc na jakąkolwiek broń z jakimś psem z plemienia Sjuksów...
Grono wojowników przytaknęło wodzowi z uznaniem. Komanczowie znali swego wodza i wiedzieli, że jest on nieustraszony w boju Bill Hickock musiał więc ustąpić.
Następnego ranka, plan Huczącego Grzmotu został wprowadzony w czyn.
Wczesnym rankiem, Cody wraz z wodzem Komanczów i Billem Hickockiem ruszyli w stronę obozu wroga. Kilkadziesiąt kroków przed nimi kłusował herold, którego zadaniem było wszczęcie wstępnych rokowań. Za naszymi bohaterami posuwała się niewielka grupa jeźdźców, złożona z wywiadowców Buffalo Billa i kilku najdzielniejszych Komanczów.
Gdy orszak znajdował się w odległości dwustu metrów od obozu Sjuksów, herold wysunął się naprzód j podniósł oba ramiona w górę. Po chwili wyjechał mu naprzeciw wódz Sjuksów — Wielki Róg.
Poseł zawołał: — Oto słowa wielkiego wodza, Huczącego Grzmotu, który postępuje za mną w towarzystwie swych białych przyjaciół oraz wojowników. Chce on przemówić, lecz nietylko do wodza, a do wszystkich wojowników z plemienia Sjuksów!
Wielki Róg uczynił gest przyzwolenia i herold zbliżył się do obozu, gdzie ciekawi wojownicy zgrupowali się już obok ogniska.
— Wódz Sjuksów ma w swym obozie dwie blade twarze — mówił herold, — które czeka śmierć przy palu męczarni! Są to przyjaciele Wodza o Długich Włosach, który zawarł pakt przyjaźni z plemieniem Huczącego Grzmotu. Wódz Komanczów i jego biały syn Buffalo Bill rzucają wyzwanie Wielkiemu Rogowi i najdzielniejszemu z pośród jego wojowników! Chcą oni walczyć z nimi o życie i wolność dwóch jeńców!
Gdyby Sjuksowie zwyciężyli, mają prawo stracić Huczący Grzmot i białego wodza wraz z dwoma jeńcami!... Jeśli Wielki Róg nie przyjmie wyzwania, wszyscy Czerwonoskórzy zwać będą go tchórzem i nikczemnikiem...
Wielki Róg zatrząsł się z gniewu, lecz odpowiedział spokojnie po chwili namysłu:
— Wódz Sjuksów przyjmuje wyzwanie i warunki Huczącego Grzmotu! Będzie walczył z Wodzem o Długich Włosach, zaś najdzielniejszy z pośród Sjuksów zmierzy się z wodzem Komanczów!
— Zgoda! — zawołał herold. — Żądamy tylko godziny czasu po pojedynku na swobodne oddalenie się. Po tym czasie możecie nas ścigać!
To rzekłszy, herold zawrócił wierzchowca i ruszył w kierunku swego orszaku.

Dwa pojedynki.

Sjuksowie utworzyli wielkie koło, wewnątrz którego miała odbyć się walka. W pierwszym rzędzie, otoczeni grupą uzbrojonych wojowników, siedzieli obaj jeńcy. Nick Wharton i Jack Hayes. Nie wiedzieli oni nic o wyzwaniu i byli niemało zdumieni, widząc Buffalo Billa i Hickocka w towarzystwie Komanczów. Jeden z wojowników wyjaśnił im sytuację i zdumienie ustąpiło uczuciu napiętej uwagi.
Pierwsza walka miała się toczyć pomiędzy wodzem Komanczów, a jednym ze Sjuksów. Stawką jej było życie Jacka Hayesa.
Obaj przeciwnicy, uzbrojeni w noże, stanęli naprzeciw siebie i na dany znak rozpoczęli walkę. Bój był krótki, choć gwałtowny. Stary wódz Komanczów był nielada szermierzem. Po kilku minutach zażartej walki Sjuks wydał okrzyk, rozkrzyżował ręce i padł na ziemię, rażony celnym ciosem Komańcza. Życie Hayesa było uratowane.
Nadeszła teraz kolej na Buffalo Billa i wodza Sjuksów. Wielki Róg stanął przed swoim przeciwnikiem, dzierżąc w dłoni swój topór wojenny.
Sądził on, że biały nie umie posługiwać się tą bronią tak wprawnie jak Czerwonoskórzy. Rachuby jego były jednak płonne. Po sposobie w jaki Cody okręcił tomahawk nad głową, wszyscy wojojownicy zrozumieli, że jest on niezwykłym szermierzem.
Padł sygnał do rozpoczęcia walki.
Wielki Róg gwałtownie zaatakował białego, zasypując go gradem ciosów. Cody spokojnie parował uderzenia przeciwnika. Nie wydawał się czynić wielkich wysiłków, by ustrzec się przed uderzeniami tomahawku. Ruchy jego były spokojne i opanowane, mimo że ostrze tomahawku Indianina krążyło dokoła jego głowy z szybkością błyskawicy.
Walka przeciągała się, a Buffalo Bill wciąż ograniczał się do obrony. Nie zadał on jeszcze przeciwnikowi ani jednego ciosu.
Widzowie zrozumieli, że biały igra z wodzem Sjuksów, którego siły powoli wyczerpywały się w bezowocnych atakach.
Wreszcie Król Granicy przeszedł do ofenzywy. Ostrze jego toporka zamigotało nad głową przeciwnika i po chwili Sjuks zwalił się ciężko na ziemię, jak ogłuszony bawół. Cios Króla Granicy pozbawił go przytomności.
Życie starego Nicka było uratowane.
Jeden ze znaczniejszych wojowników plemienia Sjuksów zbliżył się do naszej gromadki.
— Droga stoi przed wami otworem — rzekł z ukrywaną wściekłością. — Lecz pamiętajcie, że za godzinę rozpoczynamy pościg, a wtedy biada wam!
Huczący Grzmot uśmiechnął się z ironią:
— Sjuksowie zawsze mieli dobrych mówców — odparł. — Dlatego też słup namiotu wodza Komanczów ugina się pod ciężarem skalpów waszych wojowników!
Odpowiedziały mu złowrogie spojrzenia Sjuksów.

W przebraniu Sjuksa.

Po serdecznych słowach powitania, Buffalo Bill zwrócił się do Nicka Whartona:
— Dlaczego nie widziałem wśród Sjuksów białego renegata, znanego pod imieniem Białego Tygrysa? Czy wiesz coś o nim?