Strona:PL Buffalo Bill -34- Demon Wody Ognistej.pdf/14

Ta strona została uwierzytelniona.

— Może uda nam się schwytać tego łotra Bensona... — rzekł Nick.
— Kto pójdzie do osady? — zapytał rzeczowo Dziki Bill. — Co do mnie, to nie mam zbyt wielkiej ochoty...
— Możemy zaczekać. — zadecydował Buffalo Bill. — Dugan i jego ludzie dadzą znać w osadzie o wszystkim. Jeśli mieszkańcy Blossom Range mają choć trochę oleju w głowie, przybędą nam na pomoc.
— Zobaczymy... — mruknął Nick Wharton. — Jeżeli nie będą się bali, przybędą napewno...
Po południu Buffallo Bill i jego towarzysze dotarli do miejsca, gdzie Benson i jego wspólnik ukryli zapasy whisky. Mimo, że bandyci dołożyli wszelkich starań, aby ukryć schowek, Królowi Granicy wystarczyło jedno spojrzenie, alby stwierdzić, że ktoś w tym miejscu rozkopywał ziemię.
Nick Wharton uważnie obejrzał ledwo dostrzegalne ślady pracy rąk ludzkich i rzekł:
— Gotów jestem przysiąc, że Benson ukrył w tym miejscu złoto, zrabowane z dyliżansów...
— Zaraz to sprawdzimy — rzekł Dziki Bill i natychmiast zabrał się do pracy.
Wywiadowcy nie posiadali łopat, posługiwali się więc nożami i dłońmi. Wreszcie skrytka została odsłonięta i oczom naszych przyjaciół ukazały się równo poustawiane butelki wódki.
Buffallo Bill nie był tym bynajmniej zaskoczony. Podejrzewał on od dawna Bensona, że zaopatruje Indian w wodę ognistą. Był to dla bandyty środek do pobudzenia w Czerwonoskórych dzikich instynktów, a jednocześnie zdobycia ich przyjaźni. Nick był jednak zdumiony.
— Tego się nie spodziewałem... — rzekł. — Co uczynimy z tym alkoholem?
Zabierzemy go do miasta i sprzedamy w jakimś „saloonie“ — rzekł Bill Batts. — Zarobimy na tym nieźle.
— W każdym razie Indianie nie powinni zakosztować ani kropelki — oświadczył Dziki Bill. I tak są już pijani.
Buffallo Bill zamyślił się.
— Teraz wszystko rozumiem — rzekł w końcu. — Benson upił Indian, aby ich zachęcić do walki z nami. Żelazny Łuk i jego wojownicy nigdy nie napadali ostatnio na białych ale woda ognista zamieniła ich w dzikie bestie. Jeżeli pozostał tu jeszcze tak wielki zapas whisky, Benson napewno powinniśmy tu na niego czekać!...
— A więc, — zawołał Nick Wharton, — powiniśmy tu na niego zaczekać!...
— To samo chciałem powiedzieć — dodał Bill Betts. — Jack Goryl przybędzie tu napewno wraz z nim i będziemy mogli schwytać obydwóch.
Butelki, które wywiadowcy wyciągnęli z ukrycia, tworzyły imponujący stos. Bill Betts przyjrzał się im z zadowoleniem i rzekł:
Zaopatrzymy wszystkie bary w Bloosom Range...
Ale Buffallo Bill potrząsnął głową przecząco.
— Nie — rzekł. — Benson zamierza prawdopodobnie tak długo utrzymywać Indian w stanie pijaństwa, póki grozi mu niebezpieczeństwo z naszej stromy. Możemy się na niego zaczaić, ale nie wiem, czy to się na coś przyda. Nie przybędzie on tu napewno sam, lecz w otoczeniu licznych wojowników. Nie wiem, czy będziemy go mogli zaatakować.
— Za tymi skałami możemy zaatakować całe plemię — rzekł Nick.
— Możliwe — odparł spokojnie Buffallo Bill. — Chcę jednak zaznaczyć, że znajdujemy się daleko od osady bez zapasów żywności i amunicji.
— A Benson napewno przybędzie tu jeszcze dziś — dodał Dziki Bill.
— Jeżeli nawet będziemy trzymali Indian w szachu kika godzin, nie zmieni to postaci rzeczy — ciągnął Cody.
— A więc? — rzekł z niecierpliwścią stary wywiadowca.
— Cierpliwości — uśmiechnął się Buffallo Bill. — Nasza obecność tu może być zupełnie niepotrzebna. Wystarczy, jeśli uda nam się posiać ziarno niezgody między Bensonem, a jego czerwonoskórymi sprzymierzeńcami. Wydaje mi się, że znalazłem na to sposób.
— Powiedz prędzej, Bill! — zawołał Hickock.
— A gdyby tak Indianie zamiast whisky znaleźli w butelkach... wodę?... — rzekł z uśmiechem Cody.
— Przecież zamordowaliby chyba Bensona i jego wspólnika! — zawołał Nick.
— Proponuję więc, abyśmy opróżnili butelki z alkoholu i napełnili je czystą, źródlaną wodą — rzekł Buffallo Bill. — Źródło znajduje się w pobliżu.
— Więc mamy zniszczyć cały zapas whisky? — zapytał ponuro Bill Bettts.
— Oczywiście!
— Ależ...
— Co znowu?
— Przecież możemy przelać alkohol do...
— Do czego? — zaśmiał się Cody. — Nie mamy przecież beczki.
Zabrano się natychmiast do pracy. Aby w powietrzu nie unosił się zapach alkoholu, wylano whisky nie na ziemię, lecz do pobliskiego strumyka. Następnie napełniono wszystkie butelki czystą wodą i zakorkowane umieszczono napowrót w schowku. Buffallo Bill zasypał starannie wszystkie ślady, aby nie wzbudzić podejrzeń bandytów.

— Teraz możemy sobie iść — rzekł po skończonej pracy Nick Wharton.