Strona:PL Buffalo Bill -57- Olbrzym z opuszczonej kopalni.pdf/10

Ta strona została przepisana.

miem tylko, w jaki sposób dowiedział się, że skrawki pergaminu znajdują się u pana.
— Potrafię ci to wyjaśnić, — rzekł Nick. — Gdy opuszczałeś hotel, powiedziałeś mi, że udajesz się do Ridgmana. Ten olbrzym rozumiał wszystko, choć udawał wariata...
— A więc ten człowiek również pragnie odnaleźć skarb, — rzekł Ridgman.
— Tak się wydaje, — rzekł Buffalo Bill. — Jak dotąd, dąży on do tego z niebywałą konsekwencją i narazie ma nad nami przewagę.
— Jeśli teraz ma w swoich rękach skrawki dokumentu, może z nich z łatwością odczytać położenie skrytki, w której znajduje się skarb.
— Ale gdzie może znajdować się ta skrytka? — zapytał Ridgman.
— Jeśli będziemy się trzymali opowiadania Ramona, dojdziesz do wniosku, że srebro znajduje się w pobliżu kopalni, jeśli nie w niej samej — rzekł Buffalo Bill. — Ramon opowiedział, że uciekinierzy z okrętu Morgana Pirata zostali zaatakowani przez Indian i jeden z nich schronił się w kopalni, gdzie ukrył skarb.
— Buffalo ma słuszność! — zawołał Nick. — Nie mamy więc co czekać. Musimy natychmiast jechać do kopalni, gdzie czeka nas podwójna zdobycz — srebro i nasz dzikus!
— Nie wiem, czy da się schwytać... — mruknął z powątpiewaniem chemik.
Nagle w drzwiach ukazał się Dziki Bill, którego oczy płonęły jak dwa węgle.
— Mamy go! — zawołał. — To znaczy nie dosłownie... Wyobraź sobie, że vaqueros schwytali tego olbrzyma... Schwytali go dla nas, odbierzemy im go natychmiast...
— Co takiego? — zawołał Buffalo Bill. — Więc bandyci schwytali Clayton-Piercea?...
— Tak... Właśnie widziałem się z baronem, który czeka w pobliżu na rogu w dzielnicy meksykańskiej. Powiedział mi, że do domu, którego pilnował, weszło kilku „greasers“, którzy dźwigali jakiegoś człowieka. Baron przysięga, że człowiek ten odziany był w skóry zwierzęce i że to musi być nasz dzikus.
— Naprzód! — zawołał Nick Wharton który odzyskał już dawny wigor.
— Naprzód! — powtórzył Dziki Bill. — Za jednym zamachem schwytamy tych przeklętych vaqueros i naszego szalonego przyjaciela z kopalni turkusów!...

Między życiem a śmiercią

Wywiadowcy ruszyli szybko przez ulicę, pozostawiając Ridgmana w jego mieszkaniu. Po drodze Buffalo Bill opowiedział o wydarzeniach z ostatnich chwil Hickockowi.
— To niezwykła historia! — zawołał Dziki Bill. — Szukałem tego draba wszędzie, po całym mieście, a on najspokojniej w świecie dokonał włamania i rabunku o dwa kroki od hotelu...
— Teraz masz okazję do rewanżu, — uśmiechnął się Cody.
— Nie wiem — rzekł Dziki Bill. — Wyobraź sobie, że gdy ten dzikus rzucił się na mnie w hotelu, nie miałem nawet czasu westchnąć... Wymierzył mi taki cios, że zobaczyłem wszystkie gwiazdy i kilkadziesiąt tysięcy lamp elektrycznych ma dodatek. Gdy wreszcie wstałem, nie było już po nim śladu.
— A podczas poszukiwań czy nie natrafiłeś na żaden trop?
— Do chwili spotkania z baronem nie natrafiłem na żaden ślad olbrzyma — odparł Hickock. — Wilhelm ucieszył się na mój widok, gdyż nie mógł opuścić posterunku, aby nie stracić bandytów z oczu, a tym bardziej nie mógł cię zawiadomić o swym odkryciu. Gdy powiedział mi o tym co ujrzał, natychmiast udałem się do ciebie,
— Dobrze — mruknął wywiadowca. — Od razu pomyślałem, że ta buda musi być miejscem spotkań tych psów... Dziwię się tylko, w jaki sposób vaqueros dali sobie radę z naszym dzikusem który z łatwością mógłby pokonać nawet dwudziestu przeciwników...
— Rzucili się na niego z zasadzki, — rzekł Nick. — Nie wiem tylko, po co go w ogóle schwytali.
— Widocznie byli dobrze poinformowani o wszystkim, co się stało w hotelu, — rzekł Cody. — Chcą odebrać od olbrzyma odcyfrowane kawałki pergaminu i przy ich pomocy znaleźć drogę do skarbu.
— Zobaczymy, czy im się to uda... — mruknął Hickock. — Ale oto i baron!
Wilhelm zbliżył się ostrożnie, prześlizgując się obok murów.
— Spieszcie się, — szepnął. — Zdaje mi się, ze vaqueros mają złe zamiary wobec tego człowieka...
— Czy jesteś pewny, że to są vaqueros? — zapytał szeptem Buffalo Bill.
— Tak. Zajrzałem przez szparę...
— Ilu ich jest?...
— Sześciu...
— Dobrze, — rzekł zdecydowanym tonem Buffalo Bill. — Ty, baronie, będziesz strzec wyjścia. Dziki Bill stanie na czatach obok tylnych drzwi, a Nick i Mały Lampart staną przy oknach. Ja wejdę do wnętrza domu. Vaqueros będą chcieli uciekać i wtedy natkną się na was...
— A jeśli rzucą się na ciebie? — zaniepokoił się Nick.
— Dam wam sygnał...
Buffalo Bill zbliżył się do drzwi i zapukał energicznie kolbą swego rewolweru. Nikt nie odpowiadał.
— Udają, że śpią... — mruknął baron. — Uważaj na nich, Buffalo...
Buffalo Bill nacisnął klamkę, która ustąpiła, jak za pierwszym razem, i drzwi otworzyły się bez szelestu. Pierwszy pokój był zupełnie ciemny i cichy. Cody nie wahał się jednak ani chwili i śmiało wszedł do wnętrza.
Z palcem na cynglu i wzrokiem utkwionym w ciemność Buffalo Bill uczynił kilka kroków i zatrzymał się na środku pokoju.
Dokoła panowała grobowa cisza. Cody zrozumiał, że jeśli vaqueros i ich jeniec znajdują się w domu, zachowują się niesamowice cicho, gdyż nie słychać było nawet odgłosów oddechu.
Buffalo Bill nabrał przekonania, że Meksykanie ukryli się w przyległej izbie. Zawahał się nieco, gdyż wiedział, że gdy stanie w drzwiach, bandyci zasypią go kulami. Ale po chwili zdecydował się i zbliżył się do drzwi, prowadzących do kuchni
Ku swemu wielkiemu zdumieniu Cody wyczuł ręką, że drzwi te są otwarte. Buffalo Bill postanowił działać ostrożnie. Bezszelestnie osunął się na czworaki i począł posuwać się naprzód. Gdyby teraz bandyci otworzyli ogień, kule musiałyby przefrunąć nad głową wywiadowcy.