Strona:PL Buffalo Bill -57- Olbrzym z opuszczonej kopalni.pdf/14

Ta strona została przepisana.

dowały się wielkie, okute drzwi, które zamykały wyjście. W izdebce, w której się znajdował, były jeszcze jedne drzwi, które prowadziły do jakiegoś tajemniczego korytarza. I te drzwi były mocno zamknięte.
W pokoiku znajdował się stół, dwa krzesła i hamak, rozpięty między ścianami. Na stole stały dwa lichtarze, leżało kilka świec i pudełko zapałek. Buffalo Bill zrozumiał, że w pokoju tym Kryli się bandyci w wypadku, gdy w pobliżu chaty znajdowali się nieproszeni goście.
Buffalo Bill zapalił świecę i usiadł na krześle.
— To niezwykła sytuacja — pomyślał. — Jeżeli teraz przybędą moi chłopcy, nie będą nawet wiedzieli, gdzie mają szukać... W każdym razie trzeba się tu jakoś urządzić. Muszę cierpliwie czekać.
Cody począł rozglądać się dokoła i czynić spostrzeżenia. Powietrze w podziemnym schronieniu nie było stęchłe i Buffalo Billowi wydawało się, że czuje jakiś słaby podmuch. Było rzeczą jasną, że powietrze musiało dopływać do podziemi przez jakiś otwór.
Buffalo Bill zbadał dokładnie jeszcze raz ściany podziemnego schronienia, ale nigdzie nie zauważył najmniejszego otworu. Usiadł więc napowrót na krześle i pogrążył się w myślach.
Zastanawiał się w jaki sposób bandyci ujęli olbrzyma. Na to pytanie Cody nie mógł znaleźć odpowiedzi. Upewnił się tylko w przekonaniu, że olbrzym i Clayton-Pierce, to była jedna i ta sama osoba.
Możliwe, że Anglik zamieszkał w opuszczonej kopalni, aby zbadać i wykryć tajemnicę skarbu, o którym wiele słyszał. Miał mapę kopalni, a więc nie ulegało wątpliwości, że gdy zniknął w tajemniczy sposób z Phoenix, udał się samotnie do kopalni turkusów i tam rozpoczął poszukiwania.
Było również rzeczą prawdopodobną, że Ramon i jego towarzysze, którzy również szukali skarbu, spotkali się już kiedyś z olbrzymem i, widząc w nim konkurenta, usiłowali się go pozbyć.
Wszystko to było bardzo zagmatwane, ale Buffalo Bill nie przestawał rozmyślać na te tematy. Zagadka kopalni i tajemniczego olbrzyma nie została jeszcze rozwiązana, ani nawet częściowo rozjaśniona. Buffalo Bill wysnuwał tylko przypuszczenia, ale nie wiedział, czy są one słuszne.
Nagle nad głową Buffalo Billa rozległ się jakiś trzask, wielkie drzwi, umieszczone w suficie celi otworzyły się na chwilę i jakiś ciężki przedmiot stoczył się z hałasem w dół.
Buffalo Bill skoczył w górę, ale zanim zdołał chwycić rękoma za brzeg klapy, ta zamknęła się na powrót z trzaskiem.

— Hickock! — zawołał stary Nick. — Gdzie podział się Buffalo Bill?...
Dziki Bill usiadł na ziemi, ziewnął przeciągle i począł przecierać oczy.
— Cody?... — mruknął, walcząc ze snem. — Więc powiadasz, że nie ma Buffalo Billa?...
— Nie ma go w obozie.
— Hm... To ciekawe... Zluzował mnie o 4-tej...
— A jego koń?
— Jest.
— A więc Buffalo nie może być daleko — rzekł Dziki Bill powstając z ziemi. — Nie opuściłby nas zresztą bez uprzedzenia.
— Uprzedzał, że rano wybierze się na wywiad, — rzekł Nick.
— A jednak, nie mogę być spokojny, — mruknął stary wywiadowca. — Nie śpię już od godziny i przez cały czas nie widziałem Buffalo Billa. Mam wrażenie, że wybrał się on w stronę chaty bandytów. Może stało mu się coś złego? Nic nie wiadomo... Vaqueros mogli tam być... Jestem bardzo niespokojny.
— W takim razie... — rzekł Hickock. — W takim razie nie pozostaje nam nic innego, jak pójść w jego ślady. Konie zostawimy pod strażą Nolana i Małego Lamparta, a sami pójdziemy na wywiad.
— l ja z wami — rzekł baron.
Gdy trzej wywiadowcy znaleźli się w wąwozie, usłyszeli nagle trzy następujące po sobie wystrzały.
— To sygnał! — zawołał Dziki Bill — Cody nas potrzebuje!...
— Naprzód! — zawołał Nick.
Wywiadowcy ruszyli biegiem w stronę chaty, gdy nagle na ich drodze znalazł się potężnego wzrostu człowiek, odziany w skóry zwierzęce. Człowiek ten pędził z szybkością kozicy i po chwili zniknął między skałami.
— Nasz dzikus! — zawołał stary wywiadowca.
— Więc on zaatakował Codyego? — zdziwił się Hickock.
— To niemożliwe! — zawołał baron. — Ten drab miał zawsze szacunek dla Buffalo Billa... Musimy biec do chaty... Tam coś się musiało stać!
Wywiadowcy pobiegli wprost do chaty. Po drodze minęli jakiegoś człowieka, który leżał związany na ziemi. Nie było czasu na zadawanie pytań. Hickock pierwszy wpadł z bronią gotowa do strzału do chaty. Stanął na progu i zaklął straszliwie. Chata była zupełnie pusta.
Za nim pojawili się Nick i baron, którzy stanęli na progu równie zdumieni jak Dziki Bill. Hickock pochylił się i podniósł z podłogi bicz.
— Oto dowód, że Buffalo Bill był tu, — rzekł.
Nick znalazł na podłodze nóż ze złamanym ostrzem.
— Co to jest? — mruknął.
— To nóż jednego z tych łotrów, — oświadczył baron.
— To nóż Ramona, — rzekł Hickock. — Widziałem kiedyś taki sam w jego ręku...
— Nie mamy innej rady — rzekł baron. — Tam przed chatą leży na ziemi jakiś związany „greaser“. Trzeba go wziąć na spytki...
— Zapomniałem o nim zupełnie — rzekł Dziki Bill. — Sprowadźcie go tu.
Po chwili baron i Nick przyprowadził jeńca.
— To Garcia — rzekł Wilhelm. — Ten sam, którego dom miał wylecieć w powietrze razem z Nolanem i Buffalo Billem.
Dziki Bill pochylił się nad leżącym i zagadnął go
— Gdzie są vaqueros?
— Nic nie powiem... — mruknął Garcia.
— Jeśli nie będziesz mówił, zmusimy cię do tego — rzekł groźnie Dziki Bill, mrugając porozumiewawczo na Nicka. — Jeśli nie odpowie w przeciągu trzech sekund, wpakujesz mu kulę w łeb.