Strona:PL Buffalo Bill -57- Olbrzym z opuszczonej kopalni.pdf/15

Ta strona została przepisana.

Hickock nie miał wcale takich zamiarów, ale chodziło mu o to, żeby nastraszyć Meksykanina i zmusić go do mówienia. Nick przyłożył lufę rewolweru do głowy Meksykanina, a Hickock rzekł groźnie:
— Będziesz teraz gadał?...
— Vaqueros byli w domu... — mruknął przerażony Meksykanin.
— Czy olbrzym też tam był?
— Tak...
— Kiedy go schwytaliście?
— Wczoraj...
— W jaki sposób?
— Na lasso.
— Po co go tu sprowadziliście?
— Vaqueros chcieli dostać od niego te papierki...
— Ach!... A on im uciekł!... — zawołał Dziki Bill.
— Nie wiem...
— A co się stało z bandytami i Buffalo Billem?!
— Nie wiem. Nie było mnie w chacie. Może Ramon zabił Buffalo Billa... Nie mogę tak leżeć na ziemi, senores! Pozwólcie mi wstać i oprzeć się trochę o kominek.
— Pomóż mu, baronie, — rzekł Dziki Bill.
Wilhelm chwycił Meksykanina za pas i oparł go o kominek.
— A teraz odpowiadaj na pytania — rzekł twardo Hickock.
— Nie wiem nic, senores, nic nie wiem... Buffalo Bill mnie związał i wszedł do chaty. Nic więcej nie wiem!
— Gdzie są wasze konie?
— Nie wiem!...
Dziki Bill zamyślił się.
— Trzeba dać znać o wszystkim Nolanowi i Małemu Lampartowi — rzekł. — Pozatem musimy poszukać miejsca, gdzie bandyci ukryli swe konie. Zostaniesz tu z jeńcem, baronie, a ja pójdę z Nickiem na poszukiwania.
— Dobrze, — rzekł baron. — Ale wróbcie zaraz i przynieście jakieś wiadomości.
Nick Wharton i Hickock wyszli z chaty. Garcia spojrzał podejrzliwie na drzwi i rzekł po chwili milczenia:
— Widzi pan ten nóż na podłodze?
— Tak. I cóż z tego? — zapytał zdumiony baron.
— To jest nóż Ramona. Niech pan schowa na pamiątkę... To będzie bardzo ładna pamiątka, senor...
Wilhelm zawahał się. Wietrzył niebezpieczeństwo. Rzeczywiście, nóż, który wypadł Ramonowi z ręki, znajdował się właśnie na klapie, która prowadziła do podziemi, a Garcia opierał się plecami o kominek, w którym znajdował się guzik, poruszający mechanizm klapy.
— Usiłujesz odwrócić moją uwagę... — rzekł nie pewnie Wilhelm.
— Jakże bym mógł... — uśmiechnął się fałszywie Garcia. — Przecież jestem związany.
Baron zbliżył się do leżącego na ziemi noża, nie spuszczając jednak wzroku z jeńca. Garcia nie poruszał się. Gdy baron znalazł się na klapie, Meksykanin przycisnął plecami guzik i nagle baron poczuł, że spada w przepaść.

Niespodziewana wizyta

Buffalo Bill był niemało zdumiony, gdy coś ciężkiego spadło nagle na podłogę podziemnej izby. To coś miało jednak ludzkie kształty i zdumiony Cody zawołał:
— Wilhelm!...
— Ach... — jęknął poczciwy Holender. — Strasznie się potłukłem... Ale co ty tu właściwie robisz, Buffalo?
— Właśnie chciałem cię zapytać o to samo... — uśmiechnął się Buffalo Bill. — Skąd się tu wziąłeś?
— Z góry, — rzekł poważnie baron.
— To jest zrozumiałe, ale kto cię tu zrzucił?
— Ten przeklęty „greaser“... — jękną baron. — Musiałem stanąć na jakiejś ukrytej klapie i ten łotr wytransportował mnie na dół... Bolą mnie wszystkie kości...
— Czy byłeś sam na górze?
— Nie, przecież mówiłem, że był tam jeden z bandytów...
— Ten drab oparł się o kominek?
— Tak!... A skąd wiesz!?...
— To się i mnie wydarzyło, — rzekł z uśmiechem Buffalo Bill. — W kominku musi być jakiś aparat.
— Teraz rozumiem! — zawołał baron. — Więc dlatego ten drab opowiedział mi bajkę o tym nożu!...
— Gdzie jest reszta naszych chłopców? — zapytał Buffalo Bill.
— Wszyscy cię szukają...
— Hm... — mruknął Cody. — Wejść tu jest rzeczą łatwą, ale z wyjściem jest znacznie trudniej.
Wilhelm opowiedział Buffalo Billowi o wszystkim, co się wydarzyło podczas jego nieobecności, a Buffalo Bill wyjaśnił, co go skłoniło do wtargnięcia w pojedynkę do chaty bandytów.
— A więc Clayton - Pierce uciekł bandzie Ramona? — rzekł Cody.
— Tak, ale bandyci również uciekli i nie wiadomo, gdzie się podzieli, — odparł baron.
— Ta chata pełna jest tajemniczych przejść i kryjówek, — rzekł Buffalo Bill. — Bandyci znają je wszystkie na wylot i uciekli prawdopodobnie jednym z nich.
— A my siedzimy tu tymczasem jak myszy w klatce, — rzekł płaczliwie baron. — I do tego nie mamy co jeść... Czeka nas śmierć głodowa.
— Nie wolno nam tracić nadziei, baronie. — rzekł Cody. — Znajdziemy jakieś wyjście.
— A jednak znajdujemy się w krytycznym położeniu...
— Zmieńmy temat, — rzekł wesoło Buffalo Bill. — Porozmawiajmy o naszym Angliku.
— Uciekł i powinien być już daleko.
— Poszukuje chyba skarbu...
— A więc nie da nam nic i wszystko sobie zagarnie, — rzekł baron. — Ta cała sprawa nie podoba mi się. Jeśli się stąd wydostaniemy, srebro i tak będzie dla nas stracone.
— Ależ my nie mamy prawa do tego srebra. — rzekł Buffalo Bill.
— Olbrzym też nie ma prawa.
— Owszem, ma, gdyż pierwszy znalazł skrawki pergaminu z planem.
Baron pogrążył się w ponurych myślach.