Strona:PL Buffalo Bill -57- Olbrzym z opuszczonej kopalni.pdf/18

Ta strona została przepisana.

— Nie chciałem go zabić...
— Powiedzmy. A czy sądzisz, że znalazłbyś skarb bez planu.
— Miałem plan... — mruknął ponuro bandyta.
— Od godziny dopiero. Clayton-Pierce umyślnie ci go podrzucił, żeby zabawić się widokiem twojej wściekłości.
— Skąd pan wie?...
— Byłem wraz z baronem przy boku olbrzyma, — uśmiechnął się Buffalo Bill.
— Por Dios! — wrzasnął bandyta. — Zapłacisz mi za to, Buffalo!
— Nie zmieniajmy ról... — rzekł spokojnie Cody. — Narazie ty otrzymasz zasłużoną zapłatę za wszystkie łotrostwa.
— Jeszcze spotkam kiedyś tego dzikusa!..
— Powinieneś starać się uniknąć tego spotkania za wszelką cenę, — rzekł spokojnie Cody. — Ten dzikus połamie ci wszystkie kości.
— Moi ludzie mnie pomszczą, — mruknął ponuro bandyta.
Tymczasem Nick i Nolan wrócili z pościgu z pustymi rękoma. Bandyci zdołali uciec i ukryli się w górach.
— Dobrze, że Ramon nie uciekł, — rzekł Buffalo Bill. — Cała banda nie jest groźna bez jego kierownictwa.
Ramon ciągle jeszcze kipiał z wściekłości, ale odpowiadał na pytania Buffalo Billa. Okazało się, że bandyci zaczaili się na drodze do chaty i zdołali schwytać olbrzyma na lasso. Osiem sznurów jednocześnie owinęło szyję Clayton-Pierce’a i pozbawiło go przytomności.
Gdy Buffalo Bill został strącony do podziemi, bandyci uciekli przez inne podziemne przejście. Popełnili jednak zasadniczy błąd, gdyż chcąc zabrać ze sobą olbrzyma, przecięli mu więzy.
Clayton - Pierce jednym ciosem powalił najbliższego vaquero i w sekundę później zniknął między skałami.
Buffalo Bill chciał, żeby Ramon pokazał mu wszystkie podziemne korytarze, prowadzące z chaty do pobliskich wąwozów, ale bandyta uparł się i przestał wogóle odpowiadać na pytania.
Baron zaproponował, żeby wrócić do chaty, gdzie wywiadowcy znaleźliby zasłużony odpoczynek. Projekt barona został przyjęty i niebawem wszyscy znaleźli się w chacie, która służyła za schronienie bandzie vaqueros.

Zakończenie

Gdy Buffalo Bill wszedł do chaty, zauważył, że na stole leży jakaś kartka papieru.
— Co to może być? — zdziwił się Nick.
Buffalo Bill wziął kartkę do ręki i spostrzegł, że była ona pokryta pewnym i energicznym pismem, skreślonym w pośpiechu ołówkiem. List był podpisany „Archibald Henry Clayton - Pierce“,
— A więc ten drab umie pisać?! — zawołał Nolan.
— Byt przecież sekretarzem ambasady brytyjskiej — uśmiechnął się Cody. — Czy teraz jest pan przekonany, że ten olbrzym i zaginiony Anglik to jedna i ta sama osoba?
Garcia, który siedział związany na tym samym miejscu, miał w oczach wyraz takiego przerażenia, że Buffalo Bill był zupełnie pewny, iż olbrzym złożył w chacie wizytę. Cody rozłożył kartkę i począł czytać na głos. Wszyscy skupili się wokół niego.
List brzmiał jak następuje:

„Buffalo Bill.

Jestem pańskim przyjacielem. Nie byłem przyjaźnie usposobiony względem pana, gdy pierwszy raz ujrzałem pana w podziemiach kopalni. Przypuszczałem, że jest pan poszukiwaczem skarbów. Podczas mego przymusowego pobytu w hotelu dowiedziałem się jednak wielu ciekawych rzeczy i nabrałem zaufania do pana i pańskich przyjaciół.
A teraz kilka słów o sobie. Nazywam się Clayton - Pierce i jestem tym człowiekiem, którego poszukujecie. Przybyłem do Arizony w celu odszukania skarbu i żyłem w opuszczonej kopalni siedem długich lat. Nie chodziło mi o skarb, który dla mnie, człowieka bardzo bogatego, nie przedstawiał żadnej wartości. Przyczyna mojego przybycia na Daleki Zachód była następująca.
W ciągu jednego tygodnia straciłem ukochaną żonę i jedynego synka. Wiedziałem, że jeśli nie znajdę jakiegoś zajęcia, któreby musiało zaobsorbować wszystkie moje władze fizyczne i duchowe, postradam zmysły Wtedy wpadł mi w ręce plan starej kopalni.
Z bandą Ramona spotkałem się w następujących okolicznościach. Gdy tylko zjawiłem się w okolicach kopalni, natrafiłem na chatę vaqueros. Zaprosili mnie i, gdy spałem, związali mnie i zażądali wydania planu kopalni. Odmówiłem. Zamknęli mnie więc w podziemiu i dręczyli straszliwie. Udało mi się jednak umknąć, gdyż znalazłem sekretne wyjście z podziemnej izby. Od tego czasu zamieszkałem w kopalni, przed którą Meksykanie odczuwali zabobonny lęk.
Niech pan się nie przejmuje moją sprawą. Możliwe, że zjawi się u pana ktoś w mojej sprawie. Niech go pan zatrzyma u siebie, a ja zjawię się napewno w ciągu kilku dni. Wtedy wyjaśnimy resztę.
Archibald Clayton-Pierce“.


— A więc ten człowiek wróci... — rzekł w zamyśleniu Buffalo Bill.
— Wątpię... — mruknął Nolan.
— A ja mam do niego zaufanie. — uśmiechnął się Buffalo Bill.
— W każdym razie zostało stwierdzone bez żadnych wątpliwości, że ten człowiek jest zaginionym Anglikiem, którego poszukujemy. — rzekł Dziki Bill.
— Nie rozumiem tylko, co mają oznaczać ostatnie słowa jego listu, — zauważył baron. — Pisze on, że zjawi się w naszym hotelu ktoś, kto interesuje się również jego sprawą. To jest niejasne..
— To zupełnie jasne, — odparł Buffalo Bill. — Przecież w ambasadzie angielskiej w Waszyngtonie interesują się żywo sprawą Clayton - Pierce’a i na-