Strona:PL Buffalo Bill -57- Olbrzym z opuszczonej kopalni.pdf/7

Ta strona została przepisana.

znajduje się teraz w hotelu, związany i pod strażą. Przypuszczam, że ta zagadka wyjaśni się w najbliższym czasie... Ale przyrzekł mi pan, że pokaże mi pan coś ciekawego?
— Zaraz pan zobaczy... — uśmiechnął się tajemniczo chemik.
Ridgman począł się krzątać po swym laboratorium zmieszał zawartość kilku buteleczek, nasycił płynem kawałek bibuły i przyłożył go do skrawków pergaminu. Przycisnął wszystko grubą książką i rzekł:
— Wydaje mi się, że w ten sposób uda nam się odczytać treść zatartych napisów. Ten płyn uwidoczni nam wszystko.
Po kilku minutach chemik wydobył skrawki pergaminu spod książki i pokazał je z uśmiechem triumfu wywiadowcy. Buffalo Bill wydał okrzyk radości. Litery na pergaminie stały się zupełnie wyraźne i czytelne.
— To niezawodny sposób — rzekł chemik. Bałem się go użyć, gdyż napisy są bardzo stare. Liczą conajmniej dwieście lat.
— Albo jeszcze więcej — rzekł Buffalo Bill, pochylając się nad pergaminem.
— Czy rozumie pan coś z tego?
— Tak... Podane są tu wszelkie niezbędne informacje.
— A więc ta legenda okazała się prawdą?
— Nie wiem. Będę mógł to stwierdzić dopiero wtedy, gdy znajdę skarb — rzekł Cody. — Jeżeli wyruszy...
Buffalo Bill nie dokończył zdania, gdyż w tej samej chwili drzwi otworzyły się gwałtownie i do pracowni wpadł jak bomba baron Wilhelm van Schnitzenhauser, przyjaciel i współpracownik wywiadowcy.
— Co się stało? — zapytał Buffalo Bill.
— Dzikus uciekł!... — zawołał baron.
— Co takiego?!...
— To, co powiedziałem...
— A Nick?...
— Został wyrzucony przez okno...
— A Dziki Bill?...
— Jeszcze nie odzyskał przytomności...
— A... a Mały Lampart...?
— Został wtłoczony w krzesło i jeszcze się chyba nie wygrzebał.
Buffalo Bill wypadł jak bomba z pokoju, a za nim pobiegli baron i łysy chemik.

Niespodziewana ucieczka

Jeniec Buffalo Billa był traktowany bardzo łagodnie i pieczołowicie. Wywiadowcy nie mogli uwolnić go z więzów, gdyż olbrzym był tak potężny i silny, że mógłby z łatwością pokonać pięciu przeciwników i uciec. Cody chciał wydobyć z tego niesamowitego człowieka jakieś wyznania gdyż był pewny, że jest on właśnie zaginionym przed wielu laty Anglikiem, sekretarzem ambasady z Waszyngtonu.
Jack Nolan, który pełnił obowiązki komisarza policji w Phoenix, został oficjalnie obarczony zadaniem wyjaśnienia sprawy Clayton - Piercea i łamał sobie głowę nad tym, co wspólnego ma półnagi dzikus z zaginionym Anglikiem.
Mimo, że Buffalo Bill twierdził w dalszym ciągu, iż tajemniczy olbrzym i Clayton-Pierce to jedna i ta sama osoba, Nolan i przyjaciele Codyego uważali fen pogląd za absurdalny. Opierali się oni na zeznaniach Starego Jima, który w swoim czasie dobrze znal Anglika i utrzymywał, że nie widzi żadnego podobieństwa między Clayton - Piercem a dzikusem, sprowadzonym do Phoenix przez Buffalo Billa.
Olbrzym był pilnie strzeżony dzień i noc. W dzień pilnowali go Mały Lampart i baron a w nocy czuwali przy nim Dziki Bill i Nick Wharton. Pilnowanie jaskiniowca nie było sprawą błahą, gdyż miotał się ciągle i usiłował rwać więzy, a uspakajał się tylko wtedy, gdy zbliżał się do niego Buffalo Bill.
Gdy Cody opuścił hotel i udał się do chemika, przy dzikusie został stary Nick Wharton. Stary wywiadowca usiadł spokojnie przy łóżku, zapalił fajkę i oddał się rozmyślaniom. Był wieczór i wszystko dokoła tchnęło spokojem. Z ulicy dochodziły ciche dźwięki gitary, na której wygrywał jakiś Meksykanin.
Nick przypomniał sobie wyprawę do opuszczonej kopalni turkusów w poszukiwaniu Buffalo Billa, straszliwe sceny w podziemiach, walkę z meksykańskimi bandytami i wreszcie nagłe pojawienie się Buffalo Billa.
Nagle olbrzym mruknął coś niewyraźnie i poruszył się na posłaniu.
— Spokojnie, spokojnie... — rzekł dobrotliwie Nick. — Nie bądź zły, mój maleńki... Buffalo Bill zaraz przyjdzie...
„Maleńki“ spojrzał nabiegłymi krwią oczyma na Nicka i zastygł w bezruchu. Nick znów odwrócił się ku posłania i oddał się rozmyślaniom, wyciągnięty w głębokim fotelu. Nagle poczuł na swoim karku czyjś oddech. Chciał zerwać się z miejsca, aby sprawdzić, kto zakradł się tak niespodziewanie do pokoju, gdy nagle potężna pięść wpadła jak młot na głowę Nicka, któremu wydało się, że wszystkie światła zapaliły się, a potem zgasły...
Gdy Nick Wharton otworzył oczy, poczuł, że jest formalnie wciśnięty w ramę okienną i że górna połowa jego ciała wychyla się niebezpiecznie przez okno. Z trudem udało mu się odzyskać równowagę i wydostać się z niewygodnego położenia.
Nie mógł jeszcze dobrze zebrać myśli, gdy z ulimy dobiegł go hałas i odgłos przyśpieszonych kroków. Nick Wharton czuł wielkie osłabienie. W głowie szumiało mu okropnie więc gdy tylko wydostał się z uścisku ramy okiennej, opadł bez sił na swój fotel.
Po chwili powstał i rzucił okiem na łóżku, na którym przedtem spoczywał olbrzym. Stary wywiadowca zmartwiał z przerażenia. Łóżko było puste!...
Nick nie wierzył własnym oczom, ale gdy zbliżył się do łóżka i dotknął go własnymi rękami, zrozumiał, że wzrok go nie myli. Tak — łóżko było puste, a tajemniczy olbrzym zniknął bez śladu.
Stary wywiadowca rzucił się do drzwi, które były wyłamane i potrzaskane w kawałki. Olbrzym musiał je wyważyć i strzaskać całą siłą swych potężnych rąk. Nick zrozumiał teraz wszystko i w ciągu jednej sekundy odtworzył sobie przebieg wydarzeń.
Olbrzym zerwał więzy, podszedł cicho od tyłu do wywiadowcy i zadał mu potężny cios w głowę, a następnie wepchnął go w ramę okienną. Potem wyłamał drzwi i uciekł. Uciekł, ale mógł być jesz-