Strona:PL Buffalo Bill -78- Czerwonoskóra władczyni.pdf/8

Ta strona została przepisana.

steś bardzo nieostrożny... Czy nie wiesz, że są tu ludzie, którzy przysięgli ci śmierć? Patrz, tam przy drzwiach... To jeden z nich!... Musisz się strzec, Billl...
Buffalo Bill uśmiechną} się lekko. Człowiekiem, którego wskazywał magazynier był nikt inny, jak Bricktop. Rzecz jasna, że Bricktop nie opowiadał nikomu w osadzie, że pomaga Buffalo Billowi. Uchodził on, jak i inni bandyci i złoczyńcy, do których grona niedawno jeszcze należał, za nieprzejednanego wroga Buffalo Billa.
Buffalo Bill zauważył odrazu swego sprzymierzeńca, ale nie chciał rozmawiać z nim na oczach ludzi, aby go nie zdemaskować. Odwrócił się jakby od niechcenia w stronę drzwi i zagadnął Bricktopa., który stał pod drzwiami:
— Zdaje się. że jesteś jednym z tych, którzy napadli mnie w moim rancho?
— Tak... — mruknął Bricktop. — Byłem tam i żałuję teraz gorzko. To wstyd dla nas, że nie mogliśmy sobie dać rady z jednym człowiekiem...
Odpowiadając Buffalo Billowi były łotr mrugnął na niego nieznacznie, dając mu w ten sposób znak, że chce z nim porozmawiać na osobności. Buffalo Bill dostrzegł mrugnięcie i skinął nieznacznie głową na znak, że zrozumiał. Jednocześnie zapytał głośno:
— A więc nie chciałbyś mieć więcej ze mną do czynienia?
— Za żadne skarby świata — odparł Bricktop. — Jeszcze mi życie miłe...
Ludzie, którzy znajdowali się właśnie w magazynie, wybuchnęli śmiechem na takie oświadczenie byłego bandyty. Tyczasem Buffalo Bill wyszedł z magazynu i począł powoli kroczyć ulicą, kierując się pod mur magazynu, ukryty między drzewami. Po chwili dopędził go tam Bricktop.
— A więc jednak n\przybyłeś. Buffalo... — rzekł Bricktop zduszonym głosem.
— Czy wiesz coś o pewnym liście, który przysłano pod moim adresem? — zapytał z uśmiechem wywiadowca.
Bricktop kiwnął głową i rzekł:
— Wiem wszystko, stary... Wiem również, że chcą cię wciągnąć w pułapkę. Są ludzie, którzy przysięgli, że Buffalo Bill nie powróci żywy z Rancha Duchów
— Czy znasz jakieś szczegóły?
— Zaraz ci wszystko powiem, co wiem. Nie znam wszystkich szczegółów, gdyż nie należę do starszych bandy, a jestem tylko zwykłym członkiem. Wiem tylko, że list, który dostałeś, miał zwabić cię do Rancha Duchów, gdzie El Mogador i dwunastu jego ludzi ma cię napaść i zabić... El Mogador, którego twarzy nikt nie zna w naszej osadzie, ma zamiar dostać się do Vigilantów i stanąć na ich czele... Będzie jeszcze gorszy od Hastingsa. Chce napaść cię już jako dowódca Vigilantów, a potem oskarżyć cię o kradzież koni.
— Hm!... — mruknął Buffalo Bill. — Będzie tu jeszcze gorąco...
Bricktop rozejrzał się podejrzliwie dokoła, jakby obawiając się, że ktoś podsłuchuje a potem rzekł:
— To nie wszystko jeszcze. Bill... Gdy zjawiłeś się w Durango City, naraziłeś się na nieustające niebezpieczeństwo. Musisz uważać na siebie, gdyż z za rogu każdej ulicy, z każdego kąta czyha na ciebie śmiertelne niebezpieczeństwo.
— Czy to wszystko?
— Nie traktuj tego tak lekko, Buffalo... — rzekł poważnie Bricktop. — Na twoim miejscu poprosiłbym o pomoc Masampę, młodą władczynię Sjuksów.
— Mówisz o córce Czarnej Stopy? Masz słuszność. Mogę zawsze liczyć na jej pomoc. Czy udasz się do niej z poleceniem ode mnie?
— Jestem zawsze na twoje usługi, Bill...
— Nie będziesz tego żałował. Gdy wypędzę „duchy“ z mojego rancha, nie będzie ono miało dla mnie żadnej wartości i będziesz je sobie mógł zabrać...
— Niech cię kule biją, Bill! — zawołał zdławionym głosem nawrócony bandyta.
— A więc zaniesiesz Masampie mój list. Ta dziewczyna umie pisać i czytać. Sjuksowie nie uczynią ci nic złego, jeśli zjawisz się w ich obozie jako mój wysłannik. Ale teraz dość rozmowy! Jestem głodny jak wilk i idę na obiad do Hotelu pod Bawołem. Bądź zawsze w pobliżu mnie, ale nie rzucaj się w oczy.
Buffalo Bill udał się teraz szybko do sali jadalnej. Sala była przepełniona, gdyż wszyscy mieszkańcy Durango City spodziewali się jakichś niezwykłych wydarzeń i tłumnie zebrali się w hotelu
Pojawienie się Buffalo Billa na sali wywołało olbrzymie poruszenie. Rozległy się szepty i przyciszone rozmowy Wszyscy wiedzieli, że w mieście zajdują się osoby, które zapowiadały niejednokrotnie, że zastrzelą Buffalo Billa jak psa przy jego pierwszym pojawieniu się w Durango City. Zanosiło się na grubszą awanturę.
Nie okazując najmniejszego wzburzenia Cody przecisnął się przez tłum i zajął miejsce przy jednym ze stolików Po chwili powstał, zostawił kapelusz na krześle na znak, że miejsce jest zajęte i zbliżył się do kontuaru, aby podpisać się w księdze nowoprzybyłych.
Za kontuarem stał właściciel baru, którego wygląd bynajmniej nie budził zaufania. Buffalo Bill przerzucił księgę, chwycił za pióro i zamierzał się podpisać. Nagle, zanim obecni zdążyli się zorientować, wywiadowca rzucił się na ziemie i przypadł płasko do podłogi.
W tej samej chwili padł strzał i oberżysta, który stał za ladą, wydał okrzyk bólu. Kula, przeznaczona dla Buffalo Billa, przebiła mu ramię.
Buffalo Bill zerwał się na równe nogi, chwycił rewolwer i dał ognia. Wywiadowca spostrzegł, że w chwili gdy zamierzał podpisać się w księdze, jakiś człowiek dobył rewolweru. Cody nie dał poznać po sobie, że zauważył ten manewr i w ostatniej chwili rzucił się na ziemię. Zapamiętał jednak, gdzie stał zamachowiec i gdy tylko zerwał się na nogi, strzelił w tę stronę.
Obecni rzucili się w stronę bandyty, który leżał na podłodze, jęcząc z bólu. Buffalo Bill postrzelił go w pierś.
— Trafiony! — rozległy się głosy.
— Buffalo Bill nigdy nie chybia!
— To jeden z tych, którzy przysięgli wywiadowcy zgubę!...
— Zaopiekujcie się oberżystą!...
Kilku ludzi podniosło jęczącego oberżystę i zaniosło go do jego mieszkania. Inni zajęli się bandytą, który został opatrzony i umieszczony w areszcie. Tymczasem Buffalo Bill podpisał się w księdze, jakby nic nie zaszło i spokojnym krokiem skierował się ku swemu stolikowi. Gdy zbliżył się chłopiec