Strona:PL Buffalo Bill -79- Córka wodza.pdf/12

Ta strona została przepisana.

Niebawem i Biały Kwiat zasnęła głęboko.
O świcie Wiotka Trzcina zarządziła wymarsz. Zanim jednak wojownicy ruszyli w drogę w pobliżu rozległ się odgłos strzałów. Oznaczało to, że oddział Żółtego Niedźwiedzia natkną! się na nieprzyjaciela i że w pobliżu rozgrywa się walka.
Wiotka Trzcina natychmiast nakazała swym wojownikom galopować w kierunku skąd dochodził odgłos strzałów. Kilkunastu wojowników otaczało ciasnym pierścieniem jeńców. Orle Pióro jechał obok Białego Kwiatu, nie spuszczając oczu z dziewczyny.
Oddział Wiotkiej Trzciny przybył już po walce. Żółty Niedźwiedź był zwycięzcą, a Czarny Mustang kilkunastu Sjuksów i biały jeniec wpadli w jego ręce. Małżonka wodza zatrzymała konia przed Żółtym Niedźwiedziem i zapytała:
— Czy to wszyscy jeńcy, jakich udało ci się schwytać?
— Tak — odparł wódz. — Mam jednak nadzieję, że uda mi się ująć jeszcze trzy blade twarze, którym tymczasem udało się umknąć. Ale i ci jeńcy są bardzo ważną zdobyczą. Oto Czarny Mustang wódz Sjuksów, a to młoda blada twarz. Jest on wielkim wodzem wśród swoich.
Biały Kwiat przypatrywała się jeńcom z niezwykłym napięciem. Młody biały przykuwał jej uwagę. Teraz, gdy zdawała sobie sprawę z tego, że sama należy do białej rasy, nie mogła spokojnie przyglądać się męczeństwu białych ludzi.
Tymczasem Czarny Mustang zwrócił się do Szarego Wilka, którego położono na ziemi obok niego:
— Dlaczego Szary Wilk pozwolił się schwytać przez kobietę?
— Szary Wilk był ślepy i dał się zaskoczyć... — odparł ze wstydem młody wódz. — Widocznie Wielki Manitu pragnie, abym umarł obok mojego wodza.
— Wola Wielkiego Ducha zostanie spełniona — rzekł spokojnie Czarny Mustang. — Pokażemy tym psom Creekom, jak umierają wojownicy!...

Buffalo Bill spał bardzo niespokojnie. Jego wierzchowiec ułożył się na ziemi, a wywiadowca oparł głowę o jego bok i drzemał. Co chwilę budził się jednak i nasłuchiwał pilnie czy nie dojdzie go jakiś podejrzany szelest.
Wreszcie jednak Buffalo Bili zasnął. W pewnej chwili obudziły go niespokojne poruszenia konia. Wywiadowca nie wiedział która godzina, gdyż chmury przykryły księżyc i panowała kompletna ciemność.
Król Granicy pewną dłonią chwycił karabin i czekał w napięciu na pojawienie się nieprzyjaciela. Przez kilka minut dokoła panował zupełny spokój. Nie słychać było żadnych podejrzanych odgłosów.
Po chwili jednak czujne ucho wywiadowcy pochwyciło nieznaczny szelest, który zbliżał się coraz bardziej. Był to odgłos kroków ludzkich na trawie. Buffalo Bill nie poruszał się z miejsca, a jego dzielny rumak również leżał zupełnie nieruchomo. Wywiadowca przyczaił się i zapytał nagle cichym głosem:
— Kto idzie?
— Przyjaciele tych, którzy walczą z Creekami! — brzmiała odpowiedź.
— Kapitan Boyd! — zawołał Buffalo Bill z radością. — Zdołał pan więc umknąć. Kto jest z panem?
— Biała dziewczyna... Uwolniła mnie. Żółty Niedźwiedź uważa, że jest ona jego córką, ale to niemożliwe.
— Słyszałem o białej córce wodza Creeków, którą nazywają Białym Kwiatem — rzekł Buffalo Bill. — Wydaje się, że porwano ją z jakiejś osady, gdy była jeszcze małym dzieckiem.
— Jestem Biały Kwiat... — rzekła dziewczyna, zbliżając się do wywiadowcy.
Buffalo Bill przyjrzał się jej z uśmiechem, a potem rzekł:
— Miał pan szczęście, Boyd... Musimy jednak uciekać, gdyż Indianie spostrzegą pańską ucieczkę i natychmiast wyruszą w pościg. Mogą nas tu znaleźć...
Zaledwie Cody wypowiedział te słowa, gdy od strony obozu Indian rozległy się nieludzkie wrzaski.
— Czy zatarliście za sobą ślady? — zapytał rzeczowo Buffalo Bill.
— Nie — odparł Boyd. — Chcieliśmy uciec jaknajprędzej.
— To źle. Gdy rozjaśni się nieco, wpadną łatwo na wasz trop... Musimy zatrzeć ślady.
Buffalo Bill, Biały Kwiat i Boyd weszli do pobliskiego strumienia i poczęli kroczyć wzdłuż koryta, nie wychodząc z wody. Od czasu do czasu zatrzymywali się, aby wypocząć, gdyż prąd był bardzo porywisty. Wreszcie dotarli do miejsca, gdzie brzegi strumienia wznosiły się prawie prostopadle w górę.
Dalsze posuwanie się było niemożliwe, gdyż prąd nie pozwalał naszym przyjaciołom utrzymać się na nogach. Koń Buffalo Billa parskał niespokojnie. Niebo już jaśniało na wschodzie, a na prerii rozległy się już wrzaski Indian, poszukujących zbiegów.
Gdy uczyniło się jasno, Buffalo Bill rozejrzał się dokoła i zauważył na brzegu rzeki wielka kotlinę, w której można się było doskonale schronić. Nasza trójka wyszła na brzeg i wywiadowca znalazł po chwili jaskinię, w której wszyscy się ukryli.
— Zostańcie tu i czekajcie na mój powrót... — rzekł Buffalo Bill. — Udam się na wywiad i zobaczę, jak zachowują się Indianie. Zostawię wam mój karabin na wszelki wypadek. Wystarczą mi rewolwery i nóż myśliwski.
Cody poklepał swego wierzchowca po grzbiecie i opuścił jaskinię.

Śmierć Żółtego Niedźwiedzia

Gdy Creekowie zauważyli znikniecie białego jeńca, w obozie powstało niebywałe zamieszanie. Pierwszy dokonał odkrycia wartownik, który co pewien czas obserwował jeńca, spoczywającego obok Czarnego Mustanga na ziemi.
W pewnej chwili wartownik zauważył, że biały jeniec ukrył głowę pod opończę, którą był okryty. Wartownik zbliżył się i odchylił opończę. Jeńca nie było jednak pod nią!
Na alarm zbudzili się wszyscy wojownicy. Czarny Mustang nie mówił nic, choć widział przecież ucieczkę bladej twarzy. Stary wódz cieszył się z wściekłości swych wrogów. Nagle jeden z wojowników zawołał:
— Biały Kwiat spała w namiocie Wiotkiej Trzciny... Gdzie jest córka wodza?...
— Gdzie Biały Kwiat?... — zawołał Żółty Niedźwiedź.