Strona:PL Buffalo Bill -79- Córka wodza.pdf/15

Ta strona została przepisana.

— Widziałem pana już gdzieś, ale w żaden sposób nie mogę sobie przypomnieć gdzie i w jakich okolicznościach... — rzekł w zamyśleniu.
— Zaraz panu przypomnę, generale. Czy przypomina pan sobie przyjęcie u jednego z milionerów na Piątej Alei w Nowym Jorku? Było to równo dwa lata temu...
— Tak... — rzekł zdumiony generał. — Pamiętam. Byłem wtedy w Nowym Jorku i zostałem zaproszony.
— Tego wieczoru tańczył pan ze mną pięć razy walca i opowiadał mi pan o walkach na Dzikim Zachodzie — rzekł rzekomy kapitan Boyd.
Na marsowym obliczu generała odmalował się wyraz najwyższego zdumienia. Przez chwilę nie mógł z siebie wydobyć ani słowa, aż wreszcie zawołał kordialnie:
— Niech mnie kule biją! Przecież to panna Bela Boyd!
— We własnej osobie! — roześmiała się beztrosko panna Boyd, która miała na sobie strój cowboya.
Jeszcze jedna osoba przysłuchiwała się rozmowie z najwyższym zainteresowaniem. Była to Cecylia Parker, zwana Białym Kwiatem. Na jej pięknej twarzyczce odmalował się wyraz niezwykłego zdumienia, ale po chwili roześmiała się i rzekła, wyciągając dłoń do Belli Boyd:
— Myślałam, że zdobyłam przyjaciela, ale okazało się, że mam przyjaciółkę! Będziemy mieszkały w jednym namiocie...
Wieczorem w namiocie obu dziewcząt zebrało się liczne towarzystwo. Generał Custer był niezmiernie ciekawy, co skłoniło pannę Boyd, córkę jednego z najbogatszych ludzi w Stanach Zjednoczonych, do wyjazdu incognito na Daleki Zachód i prowadzenia tam życia pełnego trudów i niebezpieczeństw.
Stary wojak nie chciał jednak zadawać dziewczynie niedyskretnych pytań i milczał dyplomatycznie. Ale panna Boyd nie bawiła się w dyplomację.
— Wiem, że pan umiera z ciekawości, generale! — zawołała. — Zaraz panu wszystko wyjaśnię i przekona się pan, że w całej tej historii nie ma nic nadzwyczajnego. Podzielę się z panem moją tajemnicą, choćby dlatego, że jest pan jednym z nielicznych ludzi, których spotkałam w życiu, a którzy odznaczają się odwagą, prawdomównością i uczciwością. Drugim z tych ludzi jest Buffalo Bill, a trzecim młody wojownik z plemienia Creek Orle Pióro.
Wie pan, generale, jakie życie wiodłam w Nowym Jorku. Nie robiłam nic. Całe dnie schodziły mi na rozmowach z głupimi i obłudnymi ludźmi, którzy zadrościli mi bogactwa. Młodzieńcy, którzy wiedzieli, że jestem spadkobierczynią wielkiego majątku, nadskakiwali mi i udawali zakochanych, a w rzeczywistości myśleli tylko o moich pieniądzach.
Wszystko to gniewało mnie i nudziło jednocześnie. Od pana dowiedziałam się, że na Zachodzie ludzie są inni, że życie tu jest ciężkie, ale nigdy nie nudne. Tego wieczoru, gdy z panem rozmawiałam, generale, postanowiłam opuścić potajemnie Nowy Jork i wyjechać na Dziki Zachód. Jak pan widzi, zamiar swój wprowadziłam w czyn. Rodzice moi nie żyją już, więc nikt nie zatrzymywał mnie. Krewni nie wiedzą nawet gdzie jestem. Majątek zabezpieczyłam oczywiście... Przypuszczam, że tajemnicze zniknięcie Miss Belli Boyd wywołało wiele hałasu w kołach towarzyskich Nowego Jorku.
Przebrałam się w męski strój, gdyż przypuszczałam — słusznie zresztą — że będzie mi łatwiej się w nim poruszać.
— Jakie pani ma obecnie zamiary? — zapyta! generał. — Czy chce pani wrócić do Nowego Jorku?
— Nie mam jeszcze określonych planów na przyszłość, ale jestem pewna, że do Nowego Jorku na stałe nie wrócę. W każdym razie skończę z tym przebraniem. Co mi pan radzi, generale?
— Radziłbym pani przenieść się do Texas i kupić tam wielkie rancho. Okolice są tam spokojniejsze i nie ma już Indian, którzyby okazywali skłonności do skalpowania... Wybrała się pani na Zachód, gdyż miała pani dość bezczynnego życia. Ten Zachód jest dla pani zbyt „daleki“...
— Pomyliłam się o kilkaset kilometrów!... roześmiała się wesoło Bella Boyd. — Dziękuję panu serdecznie za radę, generale, i przyrzekam, że zastosuję się do niej. Zakładam rancho! Moje konto w banku jest jeszcze nienaruszone...

Jaskinia Creeków

Małżonka Żółtego Niedźwiedzia Wiotka Trzcina zdołała umknąć podczas ataku Sjuksów na obóz Creeków. Zorientowawszy się w niebezpieczeńczeństwie dosiadła natychmiast wierzchowca i pogalopowała w prerię.
Dostrzegła ona, że Żółty Niedźwiedź również zdołał uciec i miała nadzieję, że spotka się z nim na prerii. Najkrótszą drogą przedostała się do wioski Creeków i pierwsza przyniosła wieść o straszliwej klęsce. Wielki krzyk i lament powstał wśród squaw, gdy dowiedziały się o porażce wojowników
Wiotka Trzcina uciszyła jednak wszystkie kobiety, zebrała pozostałych przy życiu wojowników i nakazała, aby całe plemię przygotowało się do wymarszu. Niebawem przybyli ci wojownicy, którzy zdołali wymknąć się Sjuksom, ale Żółtego Niedźwiedzia nie było wśród nich. Wiotka Trzcina zrozumiale wtedy, że wódz zginął.
Nie traciła jednak nadziei. Aby uchronić resztę plemienia przed zagładą, postanowiła udać się do ukrytej w górach jaskini, gdzie Creekowie chronili się w razie poważnego niebezpieczeństwa.
Po kilku godzinach niedobitki plemienia znajdowały się w drodze do ukrytej w górach jaskini. Podróż trwała cały dzień, aż wreszcie plemię pod dowództwem Wiotkiej Trzciny znajdowało się w bezpiecznym ukryciu.
Wiotka Trzcina kazała natychmiast rozpalić ognisko i zwołała radę plemienia. Wojownicy zasiedli wokół ogniska i paląc fajki czekali na słowa swej władczyni.
— Posłuchajcie słów Wiotkiej Trzciny, o wojownicy! — rozpoczęła władczyni. — Wielki Manitu odwrócił swe oblicze od plemienia Creeków i na głowy nasze spadło wiele nieszczęść... Nie powinniśmy jednak poddawać się rozpaczy! Później, gdy Creekowie z innych wsi przyjdą nam z pomocą, zemścimy się na Sjuksach i bladych twarzach. Teraz jednak musimy kryć się w tej jaskini, jak myszy polne w dziurze. Niech każdy z wojowników powie, jakie jest jego zdanie. Jakie plany powinniśmy nakreślić na najbliższą przyszłość?
Wojownicy kolejno powstawali od ogniska i wyrażali swe poglądy. Jedni radzili, aby wysłać posłów do sąsiednich wiosek Creeków, inni twier-