Strona:PL Buffalo Bill -79- Córka wodza.pdf/7

Ta strona została przepisana.

Wojownicy wydali okrzyk radości, gotowi wypełnić wszystkie rozkazy Wiotkiej Trzciny. Żona wodza lekko skoczyła na siodło i spięła konia. Przed odjazdem zwróciła się jeszcze do starej squaw:
— Pilnuj Białego Kwiatu, Złe Oko... Nie wolno ci o tym zapominać... —
Stara Indianka kiwnęła głowa i mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem.
Wiotka Trzcina ruszyła naprzód galopem, a za nią popędzili wojownicy, wyciągnięci indiańskim zwyczajem w długi rząd. Przed namiotem wodza została tylko biała dziewczyna, która długo patrzała za oddalającymi się wojownikami.
Po chwili obok niej stanęła stara Indianka, która powiedziała coś do niej zcicha. Obie kobiety wróciły do wigwamu.
Po pewnym czasie przed wigwam zakradł się młody wojownik. Rozglądał się bacznie na wszystkie strony, a spostrzegłszy, że nikt go nie obserwuje, zbliżył się do słupa wigwamu i nakreślił na nim węglem drzewnym szereg znaków. Następnie przyłożył ręce do ust i wydał przenikliwy okrzyk, podobny do tego, jaki wydaje sokół, gdy szybuje w przestworzach, wypatrując zdobyczy.
Na to hasto Biały Kwiat wypadła z namiotu. Rozejrzała się dokoła i wzrok jej padł na znaki, nakreślone przez wojownika.
Przedstawiały one ostrze lancy, prostokąt i niezdarnie wyrysowane drzewo.
— Znów list od nieznajomego... — szepnęła dziewczyna. — Leży w dziupli starego drzewa. —
Dziewczyna szybko starła znaki ze słupa, rozglądając się podejrzliwie na wszystkie strony. Była już najwyższa pora, gdyż zasłona wigwamu odchyliła się i ukazała się stara Indianka, która zapytała skrzypiącym głosem:
— Dlaczego Biały Kwiat opuściła wigwam? —
— Biały Kwiat jest córką wodza i może czynić wszystko, co jej się podoba! — odparła wyniośle biała dziewczyna. — Biały Kwiat jest wolna jak wiatr, który pędzi po prerii.
— Gdy Wiotka Trzcina jest nieobecna, nie wolno ci oddalać się ode mnie... —
Dziewczyna wydała okrzyk i po chwili pojawił się przed nią ten sam młody wojownik, kóry przedtem kreślił tajemnicze znaki.
— Witaj, Orle Pióro! — rzekła dziewczyna. — Osiodłaj konie dla mnie i dla ciebie. Chce udać się na przejażdżkę! —
— Osiodłaj i dla mnie konia, młody wojowniku! — zawołała stara Indianka.
Orle Pióro uśmiechnął się, ale nie odpowiedział ani słowa. Odwrócił się szybko i pobiegł co tchu po wierzchowce.

Dwie zasadzki

Biały Kwiat rozgniewała się, gdy młodzieniec przyprowadził wierzchowce nietylko dla niej i dla siebie, ale również dla starej Indianki. Była też nie mało zdumiona, gdy ujrzała, że koń wiedźmy jest młodym i ognistym mustangiem.
— Orle Pióro jest dobry i szanuje starość... — rzekła Złe Oko. — Przyprowadził mi pięknego konia.. —
Biały Kwiat milczała pogardliwie, ale w duchu była bardzo zła na młodzieńca. Orle Pióro uśmiechnął się nieznacznie i rzekł do wiedźmy z udanym szacunkiem:
— Na prerii hula chłodny wiatr. Złe Oko powinna wziąć ciepłą opończę. —
— Orle Pióro jest dobry.. — mruknęła starucha i udała się do namiotu.
— Dlaczego Orle Pióro czyni mi na złość? — zapytała Biały Kwiat po odejściu starej Indianki
— Nie obawiaj się, Biały Kwiecie... — rzekł łagodnie młodzieniec. — Poczekaj, a przekonasz się, że Złe Oko nie będzie mogła z nami pojechać.
Po chwili wiedźma wrócia, owinięta w opończe, którą znalazła w namiocie Wiotkiej Trzciny. Orle Pióro pomógł jej dosiąść konia, a potem sam skoczył na siodło. Biały Kwiat pierwsza dosiadła konia i była już gotowa do drogi.
Biała dziewczyna ruszyła naprzód, a za nią pogalopował młodzieniec. Stara Indianka uderzyła swego wierzchowca piętami w boki, pragnąc go przynaglić do biegu, gdy nagle stało się coś nieoczekiwanego.
Szlachetny rumak stanął dęba i począł straszliwie wierzgać. Był to zupełnie jeszcze młody i nieujeżdżony mustang, który chciał się jaknajszybciej pozbyć niewygodnego ciężaru. Ponieważ nie udawało mu się to początkowo, puścił się naprzód straszliwym galopem i niebawem znalazł się daleko na prerii. Stara Złe Oko trzymała się kurczowo grzywy końskiej i wrzeszczała wniebogłosy. Jeszcze kilka gwałtownych skoków i koń zatrzymał się nagle. Złe Oko machnęła potężnego kozła i wylądowała na trawie.
Nie wyrządziła sobie żadnej krzywdy, ale potłukła się nieco, a co gorsze, nie mogła schwytać rozbrykanego konia, który swobodnie już teraz galopował po stepie. Tymczasem Biały Kwiat i Orle Pióro byli już daleko.
— Dziękuję ci, Orle Pióro... — rzekła Biały Kwiat. — Przepraszam cię za to, że... —
— Nie przepraszaj mnie, córko wodza! — rzekł uroczyście młody Indianin. — Orle Pióro gotów jest za ciebie umrzeć. —
— Dziewczyna zarumieniła się i rzekła cicho:
— Orle Pióro nie powinien okazywać Białemu Kwiatowi tyle... przywiązania. Mój ojciec Żółty Niedźwiedź zabije go, gdy dowie się, że mówi w ten sposób do mnie... Żółty Niedźwiedź zabił białego jeńca tylko za to, że nauczył mnie czytać i pisać w języku białych ludzi... Czy przypominasz sobie, Orle Pióro? —
— Orle Pióro pamięta. Biały człowiek został zabity przez wodza w przystępie strasznego gniewu, ale Orle Pióro nie lęka się gniewu wodza, gdy patrzą na niego jasne oczy Białego Kwiatu. —
Dziewczyna zamyśliła się. Na ustach jej zaigrał uśmiech, gdy rzekła:
— Kim może być ten tajemniczy człowiek, który pisze do mnie listy?... Czy widziałeś go kiedyś, Orle Pióro? On pisze tak pięknie. —
— Może go widziałem... — szepnął Indianin. — Czy rzeczywiście pisze pięknie? Przeczytaj mi jego list, gdyż ja sam nie umiem czytać, choć znam mowę bladych warzy. —
— Przeczytam ci... — rzekła w zamyśleniu dziewczyna.
Nie zauważyła ona, że na ustach młodego Indianina zaigrał ledwo dostrzegalny uśmiech. Młodzieniec spoważniał jednak natychmiast. Skierował konia ku wielkiemu drzewu, w którego dziupli