Strona:PL Buffalo Bill -80- Jednooki.pdf/10

Ta strona została przepisana.

Mimo podeszłego wieku stary wódz trzymał się jeszcze krzepko. Żaden z jego wojowników nie dorównywał mu w sztuce władania bronią i arkanach konnej jazdy. Nikt nie potrafił tak jak on odnaleźć zagubiony trop zwierzęcia czy też człowieka. A wśród starych i doświadczonych wojowników nikt nie potrafił tak mądrze przemówić podczas rady i tak trzeźwo i jasno sądzić wypadki.
Jednym słowem Plamisty Jaguar był godny stanowiska, jakie piastował.
Na jego poważnym i męskim obliczu malowały się rozsądek, spokój i rozwaga, a jego potężna postać, mierząca przeszło sześć stóp, wzbudzała szacunek w przyjaciołach, a trwogę w sercach wrogów
— Czy Siuksowie już zaatakowali twoje plemię.? — zapytał Buffalo Bill, gdy oddział zbliżał się do wioski.
— Nie — odparł wódz. — Jesteśmy jednak gotowi na ich przyjęcie. Wiem, że Sjuksowie wykopali topór wojenny. Nie przerażą jednak plemienia Pawnee!
— Ale Plamisty Jaguar przypomina sobie zapewne słowa wielkiego wodza bladych twarzy na zebraniu, podczas którego uchwalono zakończenie wojen... — rzekł Buffalo Bill. — Wielki wódz powiedział, że Manitu gniewa się na swe dzieci, skoro te wszczynają wojny.
— Plamisty Jaguar przyrzekł białemu wodzowi, że nie wywoła wojny — rzekł wódz. — Dotrzymałem słowa. To nie moja wina, że Sjuksowie wykopali topór wojenny. Nie uderzymy pierwsi, ale skoro nas zaatakują — będziemy się bronili do ostatka!
— Każdy ma prawo do obrony — potwierdził Buffalo Bili. — Taka Jest wola Wielkiego Białego Ojca z Waszyngtonu. Pragnie on, aby plemię Pawnee broniło się przed każdym atakiem, ale żeby nie atakowało sąsiadów.
— Wódz Sjuksów, zwany Jednookim, jest wielkim wodzem i wielkim wojownikiem... — rzekł w zamyśleniu Plamisty Jaguar. — Jeśli wstąpi on na ścieżkę wojenną, wybuchnie wielka wojna. Wielu wojowników straci skalpy i wielu przeniesie się do krainy wiecznych łowów... Ale nie boimy się niczego, zwłaszcza, że nasi biali bracia przyszli nam z pomocą.
— Będę się starał wpłynąć na Sjuksów — rzekł Buffalo Bill. — Może uda się nam uniknać wojny.
Plamisty Jaguar pochylił poważnie głowę.
— Dobrze — rzekł. — Jeśli uda się utrzymać pokój, będziemy wszyscy szczęśliwi. Ale wydaje mi się, że to niemożliwe. Sjuksowie chcą wojny za wszelka cenę. Pomówimy o tym zresztą na radzie, na którą zjawią się wszyscy znaczniejsi wodzowie i wojownicy całego szczepu. Moi biali bracia przybywają z daleka i są zmęczeni. Muszą odpocząć po długiej podróży i posilić się w gronie przyjaciół.
— Z ochotą — rzekł Buffalo Bill. — Jechaliśmy szybko i jesteśmy zmęczeni, a nasze konie również wymagają wypoczynku. Chcieliśmy przybyć do was jak najszybciej, zanim Jeszcze Sjuksowie rozpoczną atak
— Moja córka, Kwiat Prerii, ugości was — oświadczył poważnie wódz. — Będzie szczęśliwa, że może zobaczyć naszych białych braci.
Buffalo Bill uśmiechnął się. Znał córkę starego wodza i miał dla niej wiele przyjaźni. Kwiat Prerii była dziewczyną znaną na całym Zachodzie z piękności i rozumu. Wielu znakomitych wodzów ubiegało się o jej rękę, ale Kwiat Prerii wolała pozostawać w wigwamie swego ojca, który radził się jej w trudnych sprawach z zupełnym zaufaniem.
— Czy córka wodza nie wyszła jeszcze zamąż od czasu, gdy widziałem ją po raz ostatni? — zapytał Cody.
— Nie — odparł wódz. — Kwiat Prerii jest bardzo wybredna i chce oddać swą rękę tylko wielkiemu wojownikowi.
Gdy goście przybyli do wioski, wszyscy wylegli na ich spotkanie. Również córka wodza wybiegła z namiotu, aby powitać przybyszów.
Po krótkim wypoczynku i posiłku Plamisty Jaguar urządził ciś w rodzaju rewii wojskowej. Wszyscy wojownicy w pełnym uzbrojeniu przedefilowali przed białymi. Buffalo Bili ocenił okiem znawcy postawę wojowników i wyraził swe zadowolenie. Plemię Pawnee było liczne, wojownicy byli silni, odważni i dobrze uzbrojeni.
Następnie Buffalo Bill zasiadł przy ognisku z wodzem i starszymi plemienia, aby naradzić się poważnie nad sytuacją. Cody oświadczył na wstępie, że zamierza udać się natychmiast do obozu wodza Sjuksów Jednookiego, aby przekonać go o bezsensowności wszczynania wojny.
Wódz i mądrzy wojownicy kiwali głowami. Każdy z nich usiłował wyperswadować wywiadowcy, że wyprawa tego rodzaju jest bezcelowa, a nawet bardzo niebezpieczna, gdyż Jednooki wie o przymierzu wywiadowcy z Pawneesami i nie omieszka go wziąć do niewoli, a może nawet zabić.
Ale Buffalo Bill nie chciał ustąpić. Chodziło mu przede wszystkim o zapobieżenie wojnie i nie chciał ruszać przeciwko Sjuksom, zanim nie wyczerpie wszystkich środków pokojowych. Na napomnienia wodza, że wyprawa jest bardzo niebezpieczna Gody uśmiechnął się tylko. Nie bał się nikogo i niczego.
Wieczorem odbyła się wielka uczta, w której uczestniczyło całe plemię, wszyscy wywiadowcy oraz żołnierze. Buffalo Bili rozdał wszystkim piękne podarki, przysłane dla „czerwonoskórych dzieci“ przez Wielkiego Białego Ojca z Waszyngtonu.
W godzinę po zachodzie słońca Buffalo Bill dosiadł konia i ruszył w drogę. Znał doskonale okolicę i nie obawiał się jechać w nocy. Spieszył się zaś bardzo i nie chciał stracić ani chwili czasu, gdyż rozumiał że Sjuksowie niebawem rzucą się do ataku.
Wraz z Buffalo Billem wyruszyli na wyprawę i inni wywiadowcy oraz oddział żołnierzy. Posuwano się w milczeniu i bardzo ostrożnie, gdyż lada chwila można było natknąć się na Sjuksów.

W pułapce

— Wydaje mi się — rzekł w pewnej chwili Texas Jack, — że Sjuksowie nie dadzą na siebie długo czekać. Przypuszczam, że zobaczymy tego psa Jednookiego, zanim dojedziemy do jego wsi.
— Więc przypuszczasz, że nas zaatakują?
— Jestem tego pewny. Nie będą chcieli wcale z nami rozmawiać. Myślą przecież tylko o walce i o skalpach, a reszta ich nie obchodzi. Jestem pewny, że ich wywiadowcy śledzą nas już od dawna...
— Oczywiście, ale i my mamy w tej sprawie coś do powiedzenia! — uśmiechnął się Buffalo Bill.
Noc minęła spokojnie i mały oddział posuwał się teraz po prerii, zalanej pierwszymi promieniami porannego słońca. Buffalo Bil posuwał się przodem