— Trzy lata, panie.
— To prawie jakbyś się w niej urodził.
— Teraz to mi już wszystko jedno — odrzekł Blight, jakby się już oswoił z naturalną goryczą swego stanu.
— Ileż pan zarabia?
— Połowę tego, cobym chciał.
— A ileżbyś pan chciał?
— Piętnaście szylingów na tydzień — odparł młody pomocnik.
— A czy prędko pan zostanie sędzią?
— Nie wiem, nie obliczyłem tego jeszcze.
— Mam nadzieję, że niema poważnych przeszkód.
Blight odpowiedział na to, że, mając zaszczyt być Anglikiem, nie zna wyrazu nigdy i nie wątpi z tego powodu, iż zajmie kiedyś miejsce w magistraturze.
— Ale parę funtów szterlingów nie zawadziłoby przedtem, co?
Młody Blight nie miał pod tym względem żadnych wątpliwości, wobec czego mister Boffen wręczył mu kilka funtów, jako honoraryum za trud, poniesiony w jego sprawie. Następnie spadkobierca starego Harmona obejrzał ciekawie urządzenie kancelaryi. Zobaczył małą biblioteczkę na półce, zawierającą książki prawnicze, okno, wychodzące na cmentarz, stół, a na nim pudełeczko pieczątek, laskę czerwonego laku, pióro, jabłko, podstawkę i arkusz papieru, pokryty kleksami, wreszcie oko jego zatrzymało się na blaszanem pudełku, zaopatrzonem etykietą z napisem akta Harmon.
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/101
Ta strona została przepisana.