A potem dodał:
— A więc to ktoś z Willerów skierował pana do mnie?
— Bynajmniej, nie rozmawiałem o panu z żadnym członkiem tej rodziny, przebywam zresztą wciąż w moim pokoju i nie widuję się prawie z moimi gospodarzami.
— Coraz to dziwniejsza historya. A więc, mój panie, mówiąc szczerze, nie wiem, co mam panu odpowiedzieć.
— Nie śpiesz się pan z ostatniem słowem — odparł na to Rokesmith — nie jestem przecie tak szalony, abym przypuszczał, że się pan zaraz na mnie zdecydujesz. Pozwól mi pan spędzić kilka dni w swoim domu, abyś mnie pan mógł poznać.
— Bardzo słusznie — odparł pan Boffen — zgadzam się chętnie, ale pod warunkiem, że mi pan nie będziesz wmawiał, że potrzeba mi jakiegoś sekretarza. Proszę pana bardzo, abyś mi nie wspominał o tym sekretarzu, jakgdyby mieszkał na księżycu. Nie chcę już nic zmieniać w moich zwyczajach. Prawda, że pani Boffen ma skłonności do wystawnego i eleganckiego życia, ale ma już przecie w swojej willi wszystko, czego jej potrzeba. Wszelako, kochany panie, ponieważ pan postępujesz ze mną delikatnie i nie narzucasz się, powiem panu bez ceremonii, że możesz przyjść do nas, kiedy zechcesz, za tydzień, za dwa tygodnie, a przy tej sposobności muszę jeszcze pana uprzedzić, że mam w służbie u siebie literata z drewnianą nogą, z którym niemam zamiaru się rozstawać,
— Żałuję mocno, że zostałem uprzedzony.
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/111
Ta strona została przepisana.