Mister Boffen zaśmiał się także, ale jedynie przez sympatyę dla żony.
— A teraz, moja stara, powiedz mi, co zrobimy z naszą willą, z domem Harmona?
— Wyniesiemy się stąd, ale domu nie sprzedamy, o nie! Znajdziemy kogoś, co nam go będzie pilnował.
— I to już wszystko?
— Nie, jeszcze nie wszystko — odparła pani Boffen, opuszczając swoją pluszową kanapę i siadając na drewnianej ławie, obok swego Noddy. — Musimy zająć się tą biedną dziewczyną, która miała być żoną Johna. Myślę o niej dzień i noc. Bo pomyśl tylko, jaka się jej stała krzywda. Straciła naraz męża i bogactwo, z którego my teraz korzystamy.
— Że też mnie to odrazu na myśl nie przyszło — zawołał pan Boffen, tym razem zupełnie przekonany. — Ty jesteś nadzwyczajna kobieta, zupełnie jakbyś miała w głowie maszynę parową. Przychodzi ci tak do głowy jedno po drugiem i wyskakuje, jak z maszyny; urodziłaś się już chyba z taką mechaniką.
W zamian za ten komplement pani Boffen uszczypnęła w ucho swego starego, a potem opasała go pulchnem ramieniem.
— Poczekaj, mój drogi, to jeszcze nie koniec, mam jeszcze jedno pragnienie. Czy pamiętasz, Noddy, małego Johna Harmona. Widzę go nieraz takiego, jakim był, gdy siedział w naszej izbie, tam w dziedzińcu i grzał się przy ogniu. Otóż dziś, kiedy on, biedak, jest już pod ziemią i niczego nie po-
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/115
Ta strona została przepisana.