zachowania się podbił zupełnie oboje małżonków, którzy na ogół czuli się zadowoleni z wyniku swej wizyty.
Nastąpiło pożegnanie, przy którem ułożono, że miss Bella przeniesie się do domu spadkobierców, skoro tylko ci będą mieli nowe mieszkanie,
Pani Wilfer udzieliła projektowi temu najwyższej swej sankcyi pełnem godności skinieniem głowy i charakterystycznem powiewaniem rękawiczkami, a ton, w jakim udzieliła swego zezwolenia, zdawał się mówić: „Ostatecznie zapomnieć możemy o waszych wadach i liczyć możecie na naszą pobłażliwość“.
— Ale, ale — zagadnęła pani Boffen w chwili odejścia. — Macie tu państwo lokatora?
— Pewien dżentlmen — przerwała jej pani Wilfer, oburzona gminnem wyrażeniem „lokator“ — pewien dżentlmen, bardzo dobrze wychowany, mieszka u nas na pierwszem piętrze.
— A więc w takim razie mamy wspólnego przyjaciela, boi ja znam tego dżentlmena — zauważyła jowialnie pani Boffen. — I jakże się zachowuje ten nasz wspólny przyjaciel, czy pani z niego zadowolona?
— Pan Rokesmith jest bardzo spokojny, bardzo punktualny, ma wszystkie przymioty, jakich można wymagać od człowieka, którego się gości w swoim domu.
— Bo to, widzi pani — mówił dobrodusznie pan Boffen — ja widziałem dotąd raz tylko jeden
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/126
Ta strona została przepisana.