którzy ubierają się lekko. Mówię o nim, jak gdyby żył jeszcze, co znaczy siła przyzwyczajenia! Otóż wczoraj, jemu nawet było zimno. Miał zwyczaj, co wszyscy wiedzą, zabierać ze sobą zwitek powrozów, który kładł czasem obok siebie na dnie łodzi, czasem zaś — opłakany, mówiąc nawiasem, zwyczaj — owijał go sobie około szyi, co mu dodawało ciepła. Tak też zrobił i wczoraj.
— Chodził po łodzi zziębły, ręce miał zgrabiale, gdy wtem zobaczył na rzece coś z zakresu swego przemysłu, słowem topielca. Przymocował więc koniec sznura do steru, jak zwykł był robić w podobnych razach. Następnie przechylił się z łodzi, chcąc się upewnić, czy warto się trudzić. Naraz wiatr silny, czy też prąd, powstały od dwóch żaglowców, płynących w przeciwnym kierunku, słowem jakieś nieprzewidziane wstrząśnienie, wytrąciło go z łodzi tak, że wpadł do wody głową na dół.
— Nie przeraził się tem oczywiście, będąc wybornym pływakiem, ale zanotujcie to sobie panowie, miał jeszcze owinięty dokoła szyi powróz.
Niezręcznie mu szło wyplątywać się jedną ręką, drugiej nie używał, bo miał w niej pieniądze, wydobyte z kieszeni topielca. No, i zamiast rozplątać pętlicę, zacisnął ją mocniej dokoła szyi, tak, że koniec końców przyholował go jego własny statek. A co się tyczy pieniędzy, patrzcie panowie, ma je jeszcze w dłoni.
Rzekłszy to, pan inspektor rozgiął zaciśnięte palce topielca, z pomiędzy których wypadło kilka srebrnych monet.
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/197
Ta strona została przepisana.