Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/198

Ta strona została przepisana.

— Nie wypuścił ich dotąd, widzicie panowie.
— Cóż pan zrobi z nim teraz? — spytał Morlimer.
— Gdyby pan zechciał zostać chwilkę przy nim, powrócę tu zaraz z moimi agentami.
Mortimer zgodził się na to i zaraz po odejściu inspektora, odwrócił sę odruchowo, szukając oczyma Eugeniusza. Chciał zrobić jakąś uwagę o przykrej misyi, jaka im przypadła w udziale, ale przyjaciel jego znikł bez śladu.
— Eugeniuszu! — zawołał jeszcze za nim, zamiast niego wszakże powrócił tylko pan inspektor ze swymi ludźmi.
— Nie widziałeś pan mego towarzysza? — zapytał Mortimer.
— Nie, nie widziałem go, bardzo oryginalny młodzieniec, dowcipny i poważny zarazem,
— Wolałbym, żeby jego dowcip objawił się dziś w trochę innej formie, — mruknął Mortimer, zły na przyjaciela za tak nagłą dezercyę,
On sam musiał tu jeszcze zostać i wziąć udział w spisaniu protokułu. Senny był i upadał ze znużenia, to też dwoiło mu się prawie w oczach i zdawał sobie sprawę, przez pół tylko z tego, co robił sam i inni obok niego.
Po usunięciu zwłok udali się wraz z inspektorem do najbliższej szynkowni, nie dorównywającej bynajmniej „Sześciu tragarzom”.
Pan inspektor zawował Riderhooda i, obdarzywszy go porcyą grogu z funduszów publicznych, oświadczył mu surowo, że będzie miał oko na nie-