wyrzuty Eugeniuszowi za jego nagłą ucieczkę, To ostatnie złudzenie było tak silne, że, znalazłszy się przed własnem mieszkaniem, Mortimer, wysiadając z dorożki, polecił opiece dorożkarza swego przyjaciela, na co woźnica otworzył szeroko oczy, bo w dorożce nie było nikogo, prócz Mortimera. Słowem, wypadki tej nocy podziałały dziwnie na młodego adwokata, robiąc go lunatykiem.
Powróciwszy do siebie, miotał się jeszcze czas jakiś, był zbyt wyczerpany, by mógł zasnąć. Aż wreszcie rzucił się na łóżko, nie wiedząc prawie kiedy. Obudził się późno po południu i pomyślał zaraz o Eugeniuszu, o którego był naprawdę niespokojny. Przyjaciel jego powracał właśnie, okazało się, że się dotąd nie kładł i że bawił gdzieś nad rzeką,
— Na Boga! — krzyknął na jego widok Mortimer — cóż to za włóczęga obłocony, obdarty, rozczochrany?
— Czyż doprawdy tak źle wyglądam — odparł zimno Eugeniusz, stając przed lustrem i poprawiając sobie włosy. — Tak, rzeczywiście, trochę mi się ubranie pogniotło.
— Cóżeś ty robił człowieku, tyle czasu?
— Co? Musiałeś chyba zauważyć, żeśmy zaczynali już sobie ciężyć i to się mogło źle skończyć. Trzeba było zrobić małą przerwę, abyśmy nie byli zmuszeni rozbiedz się na krańce świata. Dlatego też uwolniłem cię na czas pewien od mej obecności. A przytem, czułem wczoraj na sumieniu wszystkie zbrodnie tego świata. Słowem, wzgląd zarówno na
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/200
Ta strona została przepisana.