jak gdyby i wiele więcej pożądane było, gdyby się ta młoda osoba wcale nie urodziła.
Młoda osoba siedziała bezpiecznie w swoim kąciku, dopóki nie odkryły jej tam bystre oczy pani Sofronii Lammie.
Sofronia zamieniła wpierw z mężem spojrzenie, którem zdawała się pytać:
— Czy warto rozpocząć grę?
Otrzymawszy odpowiedź twierdzącą, Sofronia usiadła obok latorośli Podsnapów, która spojrzała na nią wystraszonemi oczyma.
— Jak tu zacisznie w tym kąciku — rzekła Sofronia — porozmawiamy tu sobie swobodnie.
— Pani jest bardzo dobra — odparło dziewczątko Podsnapów — ale ja nie umiem wcale rozmawiać.
— Spróbujmy wszakże — rzekła na to Sofronia z czarującym uśmiechem.
— Nie, nie, bo pani zaraz pozna, jak jestem głupia — mówiła niespokojnie Georgiana, kręcąc się na krześle. — Ja nie jestem taka jak Ma. Ma umie rozmawiać.
Fakt ten nie ulegał wątpliwości, Ma prowadziła zwykle rozmowę w pełnym galopie z rozwianą grzywą i rozdętemi nozdrzami.
— A lubi pani muzykę? — pytała przeciągle mistress Lammie, nadając głosowi swemu najsłodsze modulacye.
— Tak, to jest nie, ja nie umiem grać. Ma gra na fortepianie.
Ma umiała grać rzeczywiście i produkowała
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/212
Ta strona została przepisana.