— A jego biedna siostra — opowiadała pani Boffen — bawiła się nieraz tu na dziedzińcu. Widzi pan ten kącik pod murem, tam mierzyli się oboje i zapisali imiona swoje. Napisy te są tam po dziś dzień, a biedne dzieci już nie żyją.
— Nie bój się, moja stara, to już nasza rzecz, żeby te imiona nie zaginęły. Zrobimy dla nich coś takiego, ażeby pamięć o nich została i za naszego życia, i dłużej jeszcze,
— Kochane biedne dziateczki — szepnęła pani Boffen.
— Tak, tak, dzieciństwo ich nie było słodkie.
Stojąc u góry tylnych schodów, patrzyli oboje na dziedziniec, zalany w tej chwili słońcem i na ów kącik pod murem, na którym ręce dwojga dzieci skreśliły przed laty swoje imiona. To proste wspomnienie smutnego dzieciństwa dwóch małych istot i szczera litość, z jaką mówili o nich oboje starzy, miały w sobie coś wzruszającego. Rokesmith odczuł to widocznie, bo słuchał uważnie tego powiadania i oglądał wszystko z wyraźnem zajęciem.
Zeszli następnie na dziedziniec i Noddy Boffen pokazywał swemu sekretarzowi osobliwości tej siedziby, jakiemi były porosłe już trawą pagórki śmiecia, które stanowiły pierwsze jego dziedzictwo przed śmiercią młodego Harmona.
— To, co tu jest, — rzekł, wskazując na pagórki — wystarczyłoby do końca życia mnie i mojej starej i nie pragnęlibyśmy nic więcej, byleby nasz drogi John żył jeszcze. Rokesmith oglądał wszystko ciekawie, zwiedził nawet stojącą przy bramie lepiankę, która służyła długo za mieszkanie małżon-
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/230
Ta strona została przepisana.