Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/287

Ta strona została przepisana.

Liza patrzyła uważnie na brata i odrzekła ze spokojem:
— Mój kochany, jeżeli ci się zdaje, że wybrałam przez samolubstwo mieszkanie nad rzeką, to się mylisz. I dla mnie te wspomnienia są przykre. Ale zostanę tu, bo uważam to za swój obowiązek.
— Ty zawsze śnisz na jawie, Lizo. Sama jesteś winna, żeś wybrała to wstrętne mieszkanie, u jakiegoś krawca pijaka i u tej małej czarownicy. Proszę cię, abyś się stąd wyniosła, a ty mówisz o jakichś urojonych obowiązkach. Nie! doprawdy mogłabyś wreszcie nauczyć się praktyczności,
Liza mogłaby mu odpowiedzieć, że była jednak dość praktyczna dla niego, hodując go przez całe dzieciństwo, a potem posyłając go do szkoły. Nie użyła wszakże tego argumentu, a tylko położyła mu ręce na ramieniu, tym samym ruchem, jak dawniej, gdy uśmierzała jego chłopięce wybryki.
Chłopak zrozumiał znaczenie tego gestu i łzy mu nabiegły do oczu. Otarł je rękawem.
— Lizo — rzekł innym zupełnie tonem. — Przysięgam ci, że będę dla ciebie dobrym bratem i nie zapomnę nigdy, ile ci jestem winien. Czy gniewasz się na mnie Lizo?
— Ależ nie, cóż znowu!
— Ale zrobiłem ci przykrość.
— Nie, Karolu.
Ta druga odpowiedź była mniej szczera.
— Nie chciałem, doprawdy, że nie chciałem cię urazić. Ale oto pan Headstone zatrzymał się, znudził się już zapewne czekaniem.
Uściskali się na zgodę i zeszli się z Brad-