Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/290

Ta strona została przepisana.

— Myślę — rzekł po długiem milczeniu — że twoja siostra musi mieć trochę wykształcenia.
— Nie, panie, nie była nigdy w szkole.
— A! tak, przypominam sobie teraz, że stało się to skutkiem dziwacznych uprzedzeń twego ojca, a przecież nie wygląda ona wcale na osobę nieoświeconą.
— Ona, widzi pan, dużo myślała, zastanawiała się nad wielu rzeczami. Nieraz przesiadywała nad ogniem długie godziny, a wtedy takie dziwne myśli przychodziły jej do głowy.
— Nie podoba mi się to — rzekł Bradley.
Wyrzekł te słowa tak gwałtownie, że uczeń jego spojrzał na niego z niejakiem zdziwieniem.
— Wie pan co? — rzekł po chwili. — Ja myślę, że Liza mogłaby i teraz jeszcze wiele się nauczyć. Pan rozumie, że jeśli kiedy zostanę profesorem, byłoby mi bardzo przykro, gdybym musiał rumienić się za swoją siostrę z powodu jej ciemnoty, tembardziej, że była zawsze dla mnie bardzo dobra.
— To jeszcze nic — rzekł żywo nauczyciel ty jesteś tylko bratem, ale człowiek wykształcony i ze stanowiskiem, który chciałby się z nią ożenić, znalazłby się w jeszcze trudniejszem położeniu. Byłoby to dla niego prawdziwem utrapieniem, gdyby, wziąwszy ją za żonę, pomimo nierówności stanu, musiał się jeszcze wstydzić za jej nieuprawny umysł.
— To samo właśnie i ja myślę — rzekł Karol.
— Ty, jako brat, nie miałeś wyboru, urodziłeś się jej bratem, ale odpowiedzialność męża byłaby stokroć poważniejsza, bo mąż przecież wybiera.