— Mizzie Lizzie Wizzie! — rzekła, przerywając śpiew w chwili, gdy Liza stanęła w progu — wiesz co ci powiem?... nie weszłabym nigdy za twojego brata,
— Doprawdy?
— Nie, nie! — zaprzeczyła mała istotka, po trząsając główką — ten chłopak nie podoba mi się.
— A jego nauczyciel?
— Nauczyciel? Ten jest tem właśnie, na co wygląda.
Liza bawić się zaczęła włosami swej małej przyjaciółki, które były niezwykle bujne i spadały w obfitych splotach na jej chude, ułomne ramionka.
— No, a teraz — rzekła kaleka, — pokaż mi świat Boży.
Liza odwróciła do drzwi wysoki fotel i otworzyła te drzwi, wychodzące na ulicę. Sama też przysunęła sobie krzesło tuż obok fotelu i wzięła za rękę modniarkę lalek. W ten sposób spędzały zwykle wieczory, patrząc na ruch uliczny.
— Najlepsza to godzina dnia dla Jenny, która cię kocha — rzekła mała istotka.
Nazywała się Fanny Cleawer, ale przezwała się niewiadomo dlaczego, imieniem Jenny Wren.
— Myślałam sobie właśnie — mówiła dalej — że ty Lizo musisz zostać ze mną, aż dopóki za mąż nie wyjdę, a przynajmniej, dopóki nie będę miała narzeczonego. No i ten się będzie miał z pyszna, a i tak wiem już z góry, że on nie potrafi tak mi usłużyć, jak ty, ani tak mi włosów uczesać. Za to będę go posyłała z robotą i po robotę.
Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/292
Ta strona została przepisana.